Żądza krwi…
Zostań proszę, bo przy Tobie moje miejsce,
Zostań proszę i nie odchodź nigdy więcej,
Zostań proszę, Twoje miejsce moim sercem,
Zostań proszę, ze mną..
- Dobrze więc.. Więc jutro zaczynamy.. - Itachi wszystko słyszał. Po jego policzku spłynęła łza. Łza bezsilności. Ale wiedział, że musi, że musi to zrobić. I jedynie księżyc będzie światkiem tej „Zbrodni”
Następnego dnia Itachi zjawił się w gabinecie Hokage:
- Witam Hokage-sama… – Skłonił się lekko.
- Witaj Itachi… I jak u… – Długowłosy mu przerwał.
- Podejmę się tego zadania… – Powiedział cicho. ~ Czas dobiegł końca… Czas zacząć misję… ~ – Pomyślał. Zamknął oczy powstrzymując łzy.
- Itachi… – Hokage spojrzał w jego oczy. – Możesz zrezygnować… – Powiedział cicho wręcz błagalnie.
- Wiem Sarutobi-sama, ale… – Zrobił pauzę. – Jeżeli ja… tego nie zrobię… To… – Zaciął się. – To… mój Ototo zginie.
- Tak to prawda… –Westchnął ciężko szarowłosy. – Itachi wiesz, że jeżeli dokonasz tego o czym ci kazałem będę musiał wezwać wszystkie oddziały ANBU?
- Tak, Wiem o tym.. – Powiedział jeden z członków elitarnego oddziału ANBU w Konoha. – Ale… Mam pomocnika.. – Spojrzał na okno.
- Kogo? – Zapytał cicho szaro-brody.
- Ehh… Nie ważne… Żegnaj Hokage-sama – Uśmiechnął się krzywo czarnooki i wyskoczył przez otwarte okno.
- Ehh… Ta dzisiejsza młodzież… – Westchnął.
***
Itachi dotarł na miejsce. Przed wejściem stał czarnowłosy mężczyzna, na twarzy miał pomarańczową maskę z otworem na prawe oko.
- Witaj Itachi.. – Powiedział mężczyzna.
- Dzień dobry… Madara-sama(Hahaha jak to kiczowato brzmi..^^) – Przywitał się.
- Chodź… Jak to się skończy pójdziesz ze mną… – Powiedział cicho.
- Hai… – Weszli przez klanową bramę.. – Zajmę się północą ty południem. – Wrzasnął Itachi. Wiedział, że musi się spieszyć, wiedział, że ma tylko cztery godziny. Aktywował Mangekyou sharingan’na. Czas mijał. Madara zabił: 454osoby. A Itachi 544osoby. – MADARA…!! – Wrzasnął.
- Zostali tylko twoi rodzice… – Krzyknął mu Madara.
- ARIGATO! TERAZ ZMYWAJ SIĘ ZARAZ PRZYJDZIE SASUKE…! – Wrzasnął. Sam Itachi wparował do domu a Madara zniknął.
***
~ Spóźnię się!!” ~ Krzyczał na siebie mały Sasuke wbiegając na ulicę swojego klanu. Podniósł wzrok cały czas biegnąc i zobaczył kogoś na słupie elektronicznym. Stanął jak wryty patrząc na otoczenie. ~ Co to? mógłbym przysiąc, że ktoś tam był hm…? ~ – Pomyślał w pewnym momencie zrozumiał. ~ Światło… Jest za wcześnie by wszyscy już spali. – Pobiegł przed siebie. Zrobił ostry zakręt. Gdy to zrobił. Zobaczył krew. Wszędzie była krew, setka ciał dosłownie wszędzie. Na ścianie, na środku ulicy, do ścian były powbijane małe gwiazdki, szyby były powybijane, gdzieniegdzie przy ciałach były zakrwawione katany. - Co się tutaj dzieje? O co tu chodzi? – Chłopiec pobiegł do domu w którym byli rodzice. Zatrzymał się przerażony. Przed wejściem do klanowej rezydencji ciała ciotki i wuja leżały przebite na wskroś. – Wujku? Ciociu? – Powiedział malec. – O nie tata i mama…!! – Chłopiec wbiegł do domu. – Tato? Mamo? – Pustka, cisza i spokój. Czarnowłosy wszedł do domu. Zdjął buty przy schodach, odłożył białą torbę na schody. Wszedł do pokoju, rozglądając się nie pewnie. Usłyszał huk i natychmiast pobiegł do pokoju z którego wydobywał się ten dźwięk. – K-K-ktoś tam jest… – Pisnął chłopiec. ~ Rusz się, rusz się!! ~ Warczał na siebie w myślach. – RUSZ SIĘ! – Wrzasnął na całe gardło w padając do pokoju. – Mamo, tato! – Pisnął. Zobaczył ciemność. Cofnął się po chwili ujrzawszy sylwetkę. Tak dobrze mu znaną sylwetkę… –Niisan, Itachi, tata i mam są… Dlaczego? Dlaczego… Kto to zrobił? – Pisnął przestraszony. – W stronę chłopca poszybowała mała gwiazdka, przecinając mu bluzkę. – Bracie co ty?! – Zapytał cicho. Itachi ze sharingan’em w oczach patrzył na przestraszoną twarz malca. W duchu płakał ale wiedział, że jeżeli mu powie prawdę ten maluch będzie chciał iść za nim. – Co ty wyprawiasz…?! – Ponownie zapytał, i ponownie odpowiedziało mu milczenie.
- Mój głupi, mały brat. – Odezwał się do niego. Sharingan za wirował. – Mangekyou Sharingan… – Szepnął. Maluch nie będąc przygotowanym na coś takiego dał mu się złapać. Pojawiła się sceneria, jak z Horroru. Wszędzie były ciała, żywe trupy chodziły. ~ Moje nogi… aa! Aaaaaaaaaaa!! – Wrzasnął po chwili. Shurikeny zadawały ból, krew się lała strumieniami. – Łaaaaaa! – Wrzasnął przeraźliwie głośno. – Nie pokazuj mi tego! – Ciała upadły. – Dlaczego? – Zapytał Sasuke. Itachi w końcu uwolnił malca z iluzji. Malec wrzasnął. – Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!! – Upadł na kolana a oczy zapełniły się łzami. – Dlaczego…? Dlaczego to zrobiłeś!! Bracie – W głosie małego uchihy dało się usłyszeć nienawiść do brata.
- żeby sprawdzić moje zdolności… – powiedział zimno, bez żadnego mrugnięcia okiem…
- Sprawdzić… zdolności… tylko dlatego to?! – Starszy z Uchiha zamknął oczy. – Tylko dlatego wszyscy…
- To było konieczne…
- Co było… Przestań pierdolić od rzeczy! –Wrzasnął już całkiem rozgoryczony. – Ochujałeś! – Mały pobiegł w stronę starszego uchihy. Po chwili dało się słyszeć chrzęst łamanej kości. Mały upadł na podłogę a po chwili w stał i ruszył w stronę wyjścia krzycząc – Boję się, boję się!! Nie zabijaj mnie!! – kiedy wydawało się że zwiał. Brat malca pojawił się tuż przed nim. Czarne, zimne, starsze oczy patrzyły się na przerażone oczęta chłopca. – To nie może być prawda. Ty nie jesteś moim bratem. Bo…
- Odegrałem swoją rolę jako twój brat, tak jak chciałeś … Przetestowałem twoje zdolności.
- He…?
- Ty, ze swoim potencjałem jesteś zdolny do przetestowania moich oczu. Nienawidziłeś mnie, miałeś mnie za okropnego brata. Zawsze pragnąłeś mi dorównać. Dlatego pozostawię cię przy życiu. Dla mojego dobra. Ty też jesteś w stanie aktywować Mangekyou Sharingan’a. Ale wiedz, że jest jedno specjalne, wymaganie do tego. Aby aktywować musisz zabić… – Zawiał silny, Porywisty wiatr. – Swojego najlepszego przyjaciela…
- Nie wieże!
- Tak, jak ja to uczyniłem.
~ Dotyczy to wczorajszego samobójstwa Uchiha Shisui nad rzeką Nakao. – Przypomniał sobie młodszy z braci rozmowę pomiędzy kuzynem a starszym bratem.
~ Nie było tam ciebie Itachi a drugim nieobecnym na zebraniu klanu był Shisui. Uwarzmy, że Shisui był dla ciebie jak starszy brat. – Powiedział drugi kuzyn.
- To? Bracie, Ty… W takim razie… To ty go zabiłeś?
- Zgadza się. Właśnie dzięki temu czynowi udało mi się aktywować te oczy. W Sanktuarium, pod siódmą tatami licząc od prawej strony… znajduję się miejsce „tajnych spotkań klanu”. Znajdziesz Tam też dzieje Doujutsu Klanu Uchiha… I powód, dla którego to Doujutsu istnieje. Odnajdziesz tam prawdziwy sekret.
-„ Prawdziwy… sekret?” – Powtórzył w myślach malec.
- Jeżeli uda ci się aktywować Mangekyou Sharingan, będzie nas już trzech. Właśnie dlatego pozwolę ci żyć. – Itachi zaśmiał się gorzko. – Poza tym… W tym momencie nie jesteś nawet wart zabijania. Mój niemądry, młodszy braciszku. Jeśli chcesz mnie kiedyś zabić, pogardzaj mną, nienawidź mnie przez całe swoje marne życie. Uciekaj, uciekaj… I uporczywie trwaj w tym życiu. Pewnego dnia kiedy już będziesz miał takie same oczy jak ja, stań przede mną – Mówiąc to Itachi użył na małym Tsukuyomi aby uśpić brata. Później złapał chłopaka na ręce i zaniósł go do szpitala. Położył dzieciaka na ziemi i zniknął.
***
- Jesteś… – Mrugnął mężczyzna w pomarańczowej masce.
- Taa… – Mrugnął z jadem w głosie.
- Coo?
- Przez to wszystko mój ototo mnie nienawidzi. – Po policzku Itachi’ego spłynęła łza. Zamknął oczy.
- Hehe… Trzymaj…
- Co to? – Itachi otrzymał worek a w nim… – Po co mi to? – Zapytał cicho. W worku były czarne ubrania, czarny płaszcz z emblematem czerwonych chmur i słomiany kapelusz.
- Ubieraj i nie gadaj… – Itachi zamkną usta.
- Dobra, dobra… – Westchnął.
***
Lata mijały. Nasz mały Sasuke miał dwanaście lat.
- Ej! Sasuke! Zjemy razem lunch?! – Krzyczała do niego Sakura machając do niego ręką jak opętana. Bez słowa i nie zwracając już żadnej uwagi na nawoływania różowowłosej ruszył w stronę pól treningowych. Nie dość, że trafił do drużyny, w której był cholernie irytujący Naruto to jeszcze trafiła mu się równie irytująca i beznadziejna Sakura. Pff... nie ma co. On to ma kurwa szczęście jak mało kto.
Sasuke:
Szedłem z domu na trening. Słońce grało niemiłosiernie.
- Ejj… – Usłyszałem za sobą głos.
- Czego?! – Wy warczałem przez zaciśnięte zęby. Mężczyzna westchnął.
- Chcesz bym cię trenował? – Spytał.
- Trenował? – Prychnąłem pod nosem. ~ A może zgwałcił?! ~ – Moja furia osiągnęła apogeum. Pobiegłem na pierwsze leprze pole treningowe.
***
Dotarłem, na pole treningowe numer: dziesięć.
- Kurwa! Wszędzie, gdzie nie pójdę widzę ciebie… – Wyczułem chakrę. ~ Jeszcze mi tu jego brakowało. ~ Blond gnojek szedł z jakimś starym dziadygą. ~ Ale co oni tu robią? ~
- Kyaaaach! Ero-sanin… Jakiej techniki mnie nauczysz?! – Krzyknął podekscytowany.
- NIE NAZYWAJ MNIE TAK! – Wrzasnął na niego. – Wyjdź Sasuke wiem, że tam jesteś…
…******…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz