Regulami..

1.1. Kushina w Yakuzie ma zawsze rację.
1.2 Jeżeli Kushina w Yakuzie nie ma racji patrz punkt pierwszy.
2.1 Tu posty są zamieszczane ....(Różnie:D)
2.2 Piszę bo lubie;P.
2.3 Nie chcę widzieć komentarzy w stylu: "Głupie to"/"Nie podoba mi się twoje opo.".. Jak komuś nie odpowiada. WYPAD=__=.
3.1 Powiadamiam przez:
3.2 * Gadu-Gadu.
3.3 * Blogi.
4.1 SPAM... Hmm.. Jak chcecie, dawajcie*Wzrusza ramionami:D*
Pozostałych zapraszam do czytania i komentowania^^).
5.1 Najważniejsze:
Opowiadanie jest Yaoi, lżejszą formą związków męsko-męskie, jest Shōnen-ai, jeżeli ci nie odpowiada, to spójrz w prawy, górny róg ekranu.. Tam znajduje się taki pięknie czerwony "x", naciśnij go i... WYNOŚ MI SIĘ STĄD ;/...

...A pozostałych, zapraszam serdecznie do czytania, oraz komentowania..

niedziela, 30 sierpnia 2009

Rozdział: 8. - Part: 1.

Rozdział: 8.
Bracia. Nienawiść i mrok. Walka zaczyna się w mroku.
– Part: 1.
Gdy zamknąłeś drzwi zegar dalej bił
Czas nie stanął w miejscu, nie było mi żal
Zapomniałam już czemu było źle
To już jest nie ważne dziś dla mnie…


- Hmm… Mamy zająć się twoim bratem.. – Itachi spojrzał na zamaskowanego z chorym przerażeniem. – Spokojnie… Nic mu nie będzie.. – Wyszeptał czerwonooki.
- Chodź idioto.
- Hai, hai Deidara-sempai matte kudasai…* – Zajęczał Tobi.
- Na razie… – Krzyknął tylko Itachi i skierowawszy się  do kryjówki zaczął rozmyślać.


Deidara


            Leciałem na ptaku.
- Ne… Deidara-sempai… – Krzyknął do mnie Tobi, który biegł ponieważ po ostatniej akcji z lataniem skutecznie tego odmówił.
- Co jest? – Mruknąłem tylko i zniżyłem lot.
- No bo jest tu..
- Sasuke? – Zapytałem zeskakując z dużego, białego ptaka, który zniknął po chwili.
- Taak!
***
            Staliśmy naprzeciwko siebie. Rzuciłem w niego jedną z moich bomb.
- Haha.. To twój koniec. – Zarechotałem paskudnie.
- Gdzie Itachi.. – Wysyczał gdy dym opadł. Widocznie nas zauważył.
- Mhahaha… – Zaśmiałem się.


Sasuke:


            Wysłałem moją drużynę w pełnym składzie po informacje związane z Itachi’m, sam usiadłem na brzegu jakieś rzeki, wgapiłem się w tafle wody. Po chwili wyczułem kogoś. Odwróciłem się przodem do chłopaków, którzy stali na drzewie. Ujrzałem jakiegoś blondynka i synka na oko młodszego ode mnie może o rok. Zobaczyłem jak jakiś mały stworek zapyla w moją stronę.
- Gdzie Itachi… – Syknąłem i musiałem zrobić szybki unik. W oczach zagościł Sharingan.
- Mhahaha… Nie powiem ci… – Zarechotał paskudnie
- Jak to? – Zdziwiłem się. Po chwili w moją stronę poszybowało kilka małych pajączków.
- Zabawimy się… – Powiedział a ja w trybie natychmiastowym zacząłem odbijać moim Raikiri** kolejne, ptaszki, pajączki, motylki i inne tego typu stworki. – No to teraz C2. – Krzyknął i zaczął składać pieczęcie. Odczytałem wszystkie.
- ~ A więc to tak. ~ – Pomyślałem.  – ~ Ale co on planuje? ~ – Zapytałem sam siebie. Po chwili niebieskooki wsadził dłonie pod płaszcz a gdy wyjął zobaczyłem coś co mnie przeraziło.
- C-2.. Smok. – Zarechotał paskudnie.
- Deidara-sempai!! Czy to jest to o czym myślę?!! – Zapiszczał chłopak w pomarańczowej masce.
- Tak… Tobi. – Spojrzał na mnie zimno.
***

            Ledwo stałem na nogach
- ~ Dobra Ufff.. C-co Jakim cudem on  jeszcze żyje? ~ – Pomyślałem patrząc na blond chłopaka z rosnącym przerażeniem. – Powiedź mi gdzie jest Itachi.. – Nie zwróciłem uwagi na jego słowa.
- WY NIE DOCENIACIĘ MOJEJ SZTUKI..! – Ryknął rozeźlony. Jego wściekłość sięgnęła apogeum. – Hihihahahaha.. – Zaśmiał się tak paskudnie, że włoski na karku stanęły mi dęba. – Kibakunendo***. Ta bomba ma wymiary od dziesięciu do piętnastu Kilometrów. Nie uciekniesz. Nie ma takiej opcji. – Językiem umieszczonym na jego ręce rozplątał sznurek, który utrzymywał język na jego lewej piersi. – To koniec… Wybacz Tobi… – Kilka samotnych łez spłynęło po jego policzku – To twój koniec! – Wrzasnął na mnie i wybuchnął.
***


Narrator



            Itachi stał na jakimś pagórku. Patrzył nie obecnym spojrzeniem w niebo.
- Itachi… On nie żyję. Deidara i Sa…
- Ja wiem, że on żyje… – Przerwał mu drżący od szlochu głos czarnookiego.
- Itachi czy ty… No wiesz… Nie jestem pewny ale czy ty płaczesz? – Zapytał cicho blond włosy szesnastolatek.
- Niebo płacze…
- Co?
- Wracajmy… – Uśmiechnął się do blond czupryny.
- Posłuchaj idę do lidera muszę z nim pogadać a ty… – Zrobił pauzę jak by się nad czymś zastanawiał. – Idź do Tobi’ego.. Martwi się o ciebie. – Skończył w końcu. Wyszło słońce.
***
            Rudowłosy siedział na swoim „języku”(Chodzi mi o tą podobiznę Paina^^. Jak ktoś nie wie o co mi chodzi to dam obrazek pod koniec^^.) i patrzył w przestrzeń nie obecnym spojrzeniem.
- Liderze, mogę wejść…? – Zapytał cicho, spokojnie długowłosy młody mężczyzna o krwistym doujutsu swojego klanu, które patrzyło na pomarańczowookiego tak dziwnie.
- Słucham Itachi? – Zapytał i nawet na niego nie spojrzał.
- Jest sprawa..
- Mów… – Westchnął ciężko mężczyzna i spojrzał na czarnowłosego.
- Dobra… Nie przeżyję następnej walki…
- Ehe… CO TAKIEGO?! – Pain wrzasnął na czarnowłosego a z nieba ponownie zaczął sączyć się deszcz.
- To pożegnanie. – Uśmiechnął się i zniknął w chmurce białego dymku.


Pain



-  Pożegnanie…? Ale jak to? Dlaczego? Czy on coś wie, czego ja nie wiem? I jeszcze ten ból w jego oczach. Czy on chcę… Kurwa mać!! – Ryknąłem a piorun uderzył w pobliskie drzewo.
- Pain? Co się stało? – Zapytała mnie moja dziewczyna.
- Nie nic. – Gdy by nie ona to, to nie wiem co zemną by było. – Zupełnie nic.. Niech to szlag! – Byłem wściekły.
- Skarbie co się stało? – Zadała to samo pytanie.
- Sasuke Uchiha. To się stało.
- Aha… Pain…? – Wyszeptała.
- Słucham? – Przytuliłem ją do siebie.
- Bo… ja… ja… Jestem w… – Widocznie się zacinała.
- Spokojnie. – Wziąłem ją na ręce i usadziłem na swoich kolanach. – Co się stało.
- Kochasz mnie…? – Zaśmiałem się szczerze.
- Oczywiście. Skąd ta nie pewność…? – Zapytałem ją cicho.
- Jestem w ciąży… – Ręka głaskająca jej włosy przeszła na policzek.
- To pięknie. Nie rozumiem czego się bałaś… – Uśmiechnęła się i przytuliła do mnie. – Chcesz gdzieś iść? – Pokręciła na nie mówiąc w trakcie.
- Rozwiąż organizację. Założymy własną wioskę.
- Wiesz co… – Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem ją delikatnie. – Pomyśle nad tym… – Oddała pocałunek.
***


Itachi.



            Widziałem go stał przede mną. Lekki, nie pewny uśmiech pojawił się na moich ustach. Pobiegłem dalej. Wiedziałem już, że on mnie widział. Zeskoczyłem ze skalnej półki i zjeżdżając za  pomocą chakry po mokrej od deszczu ścianie znalazłem się niedaleko jednej z ukrytych kryjówek mojego, jeszcze nie tak, dawno istniejącego klanu. Już wiedziałem, że przyjdzie, że zabije, że jego zemsta się dopełni. Nie chciałem umierać. Ale obietnica, którą obiecałeś mi braciszku jest silniejsza, niż twoje marzenie, twoje życie, czy nawet ja sam. Zamknąłem zmęczone powieki by po chwili muc je otworzyć i ukazać światu blask czerwieni, czerwieni. Nie raczej przekleństwa, przez które musiałem wybić całą moją rodzinę, zostawiając przy życiu tylko ciebie.
- A jednak przyszedłeś..
- Kto tam jest?! – Ni krzyknął, ni powiedział. Wyłoniłem się z cienia.
- To ja… Sasuke – Już nie mogłem dezaktywować Sharingan’a. Widziałem, że drgnął. – ~ Więzi wypatrzone czystą nienawiścią… Długo oczekiwany czas wreszcie nadszedł.. ~ – Pomyślałem. – Podrosłeś trochę.
- Ty za to nic się nie zmieniłeś.. Nawet jeżeli chodzi o te zimne, bezlitosne oczy.
- Nie zamierzasz wrzeszczeć i zaatakować, jak to robiłeś wcześniej? – Wspomnienia, z ostatniego spotkania, z moim ototo stanęły mi przed oczyma.
„- Jest tak, jak mówiłeś… Nienawidziłem cię… I miałem do ciebie pretensje… Tylko po to, żebym cię zabił ja… Ja… Po to żyję…
- Chidori?
- Zabiję cię…!! Giń!!” Zakpiłem, na co ten tylko prychnął.
- Nic o mnie nie wiesz… –  Wysyczał. Stanąłem jak wryty. – I widzisz jak bardzo nienawiść wypełnia moje serce? Jak dzięki temu jestem silny? – Przebił moje ciało na wylot. – Nie masz na wet pojęcia. – Moja życiodajna posoka zaczęła płynąć z ran. Piorun, który wytworzył w dłoni rozerwał moje ciało.
- Stałeś się naprawdę silny. – Wysunął ostrze z mojego ciała. Zamknąłem oczy i zniknąłem czarnych krukach. – Wiedziałem, że się wnerwi.
- Przyjdź do drugiej  kryjówki naszego klanu, ale bądź sam.. – Powiedziałem. – A pozwolę ci to tam rozstrzygnąć. – Kruki, które wymorzyło moje ciało rozproszyły się..
 


Sasuke.


- Sasuke!! – Usłyszałem głos Suigetsu.
- Mówiłem wam, żebyście się nie ruszali dopóki nie otrzymacie takiego rozkazu. – Syknąłem.
- Kushi powiedziała, że wyczuła inną czakrę, więc się martwiliśmy.
- Pióra? – Zdziwiła się wyżej wymieniona dziewczyna.
- Chodź cię za mną! – Syknąłem
***

            Skakałem z drzewa, na drzewo.
- Wszędzie ta sama czakra. – Powiedziała Kushina, na co ja zmarszczyłem brwi. – Co jest grane?!
- Sasuke, powinniśmy zmienić kurs?
- Zignoruj to. Dalek będziemy zmierzać prosto. – Deszcz ustał.
- Dobrze. Dłuższa trasa byłaby męcząca… – Dodał biało włosy. Biegliśmy szybko. Bardzo szybko. Zobaczyłem jakąś blond czuprynę, pędzącą w moim kierunku.
- Co to było?! – Pisnęła Kushi.
- Klon cienia…
- Naruto ta? – Zdziwiłem się. – ~ A myślałem, że już nie żyjesz?
- Wielokrotne Cieniste klony? Teraz rozumiem… Ta czakra, którą wyczuwam w całym tym miejscu, należy do niego. – Wybiegłem z lasu, teraz biegłem po dachu.
- To ty… – Powiedział Suigetsu, a my stanęliśmy widząc na naszej drodze niebiesko-skórego mężczyznę.
- Tylko Sasuke może iść dalej. – Mruknął.
- Dobra… – Westchnąłem – To rozkazy Itachi’ego. Reszta z was, może zaczekać tutaj – Dodał po chwili.
- Dobra. Poza tym, podróżowaliśmy jako pluton. – Mruknąłem. – Tylko, by zapobiec zakłóceniu mojej konfrontacji… Tak będzie dobrze.
- Nie, nie możesz Sasuke… – Powiedziała przestraszona Kushi.
-  Nie mam zamiaru walczyć. Jeśli będziecie jednak nalegać towarzyszenie mu, nie będę miał litości. – Zaśmiał się bezczelnie niebiesko skóry.
- Karin… Zostań na miejscu. To jest moja vendetta. – Wyskoczyłem przed nich, zagłębiając się w lesie. Zatrzymałem się po drugiej stronie lasu. – ~ Jeszcze chwila… Przygotuj się, Itachi.
…******…

hahaha!^^. Jak ja kocham trzymać was w nie pewności *.*.. hehe!^^
____________________

Matte kudasai…* – Poczekaj na mnie.


Raikiri.** – Technika polegająca na wytworzeniu pioruna w dłoni.


Kibakunendo*** – Dosł. Wybuchowa glina.








sobota, 29 sierpnia 2009

Rozdział: 7.

Kochaj mnie, kochaj..
Był jak mgła
Niewidzialny tajemniczy
Był jak kruchy róży kwiat delikatny
Był jak cichy wiatr
Całkiem wolny lecz samotny
Jak ocean bez dna nieszczęśliwy
  MadaNaru.

…******…


Tobi


 Biegliśmy dwie godziny. Nogi mi odpadały. Spojrzałem na blondynk(ę^^)a. On miał jeszcze dużo siły. Stanąłem.
- Co jest? – blondyn również stanął.
- Ne… Naruto-sempai… Chcesz widzieć moją twarz? – Spojrzał na mnie zdziwiony. – Nie wiem czy wiesz ale jedynymi osobami, które widziały moją twarz były… – Zrobiłem efektywną pauzę. – Były Itachi i Kyuubi.
- Jak to Kyuubi?
- Nie znasz mojego prawdziwego imienia. – Uśmiechnąłem się do niego i otworzyłem maskę a blondyn zamarł.
- Więc ty jesteś.. – Zamknął szybko oczy.
- Właśnie tak. – Otworzyłem całkowicie maskę a zza niej posypały się przydługie, czarne kosmyki. – Nie bój się nic ci nie zrobię. – Przemieściłem się bez szelestnie za jego plecy. – Boisz się mnie? – Zapytałem i wtuliłem twarz w kosmyki jego blondyn włosów.
- W cale…
- Nie kłam.. – Wyszeptałem. – Widzę i czuję, że drżysz.. – Faktycznie drżał.
- Wcale, że nie.
- Spójrz na mnie… – Rozkazałem mu. Ten pokręcił przecząco głową. – Czego się boisz? – Zapytałem cicho. – Przecież cię nie zabiję… – Jego powieki lekko zadrżały i po chwili rozszerzył się w szoku.
- Są czerwone. – Uśmiechnąłem się do niego.
- Wiem.
- Czemu są czerwone?
- Bo mój sharingan* jest wieczny.
- Jak to wieczny. – Wtulił się we mnie mocniej.
- Boisz się? – Zapytałem zmieniając temat, chłopak spojrzał w dół.
- W-W-Wysoko! – Pisnął.
- Dokładnie pięćdziesiąt pięć metrów – Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej gdy blond chłopiec złapał mnie za szyję, nogami oplótł mnie w pasie, jego oczy zacisnęły się w chorym przerażeniu. – Ejj.. Spoko.. – Przytuliłem go do siebie. – Ufasz mi? – Zapytałem.
- Nie za bardzo… – Szepnął mi na ucho.
- No to będziesz musiał mi za ufać.. – Szepnąłem i skoczyłem. Tak po prostu skoczyłem.
- Aaaaaaaa! – Lazurowooki pisnął przerażony.
- Trzymaj się mnie teraz mocno. Zamknąłem moje oczy do słownie na sekundę a gdy je otworzyłem to ziemia zmieniła się w wodę. – Naruto nabierz powietrza do płuc. – Zrobił to. Po chwili runęliśmy do wody.
***
- Tobi kretynie. – Wrzasnął na mnie, gdy tylko wyciągnąłem nas na powierzchnie.
- No co? – Spojrzałem na niego a on leżał w mokrych ciuchach pode mną. Oparłem się rękoma pomiędzy jego głową a barkami, pochyliłem się nad nim, on z paniką w oczętach patrzył na mnie. Przymknąłem oczy i pocałowałem go. Tak czulę, delikatnie, z miłością. Lekko uchylił usta. Nie wykorzystałem tego. Niechciałem zrobić mu krzywdy. Zdjąłem z niego mokry płaszcz, pomarańczową bluzkę i czarną koszulkę. Gdy zabierałem się za jego czarne spodnie ten chyba odzyskał rezon i wyszeptał błagalnie.
- Przestań.. – Odsunąłem się od niego położyłem się obok. Lekko uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy. Chłopak rozebrał mnie do spodni.
- Co robisz? – Zapytałem i spojrzałem na niego. Ten uśmiechnął się i powiedział.
- Będziesz chory… – Pocałowałem go delikatnie. Dziwiła mnie moja własna delikatność. Lekko i czule w ogładziłem go po jego delikatnej skórze na plecach.
- Jesteś śliczny.– Jego dłonie spoczęły na moim brzuchu. Zarumienił się.
- Nie zabijesz mnie, jak ci coś pokaże? – Posmutniał.
- Nie wiem to zale… – Urwałem widząc jego oczy. – Naruto…? ~ A więc to tak? ~ – Sharingan zawirował nie co szybciej. – Nie bój się..
***
 Pojawiło się ciemne pomieszczenie, stałem po kolana w wodzie. Ale moment gdzie ja jestem? Rozejrzałem się nie pewnie. Korytarz i jedne drzwi. Właściwie to kiedyś to widziałem.. Kurde noo tylko gdzie? Poszedłem w stronę mosiężnych drzwi, gdy je uchyliłem ujrzałem klatkę. W niej był blondas. Szamotał się. Podszedłem do klatki. Teraz już wszystko rozumiem.
- Kyuubi ty gnido.. – Wy warczałem przez zaciśnięte zęby.
- Ohh.. No proszę, proszę… – Usłyszałem szalony, beznamiętny śmiech.
- Wyłaś Kyuubi… – Ryknąłem a Uzumaki pisnął.
- Madara Uchiha.. Prawda? – Zapytałem.
- Taa… Oddaj mi blondyna.
- Bo? – Prychnął lis.
- Bo cię… Zniszczę.
- Hmm.. Jak mnie zabijesz to blondyn też zginie. – Zarechotał paskudnie. Pomiędzy nami nastała cisza.
- Co mam zrobić…? – Zapytałem.
- Zerwij tą cholerną pieczęć..
- Jaką mam pewność, że on nie zginie? – Lisia morda ukazała się w swej pełnej krasie.
- Nie masz żadnej pewności.. – Uśmiechnął się do mnie. – Masz dwa wyjścia. Pierwsze to użeranie się z pół mną a pół Uzumaki’m lub po prostu zerwij pieczęć. – Demon zarechotał paskudnie. – Masz 25%, że ten bachor przeżyję… – Spojrzał na mnie kpiąco.
- Ehh.. No dobra.… – Westchnął ciężko. Zacząłem składać pieczęcie. Po chwili podszedłem do pieczęci, która zaczęła się jarzyć białym światłem. – Co do.. – Z pieczęci wydobyła się dłoń, cała ręka, głowa i całe ciało.
- Yondaime!!** – Ryknął lis. Patrzyłem na mężczyznę w szoku.
- Chodź… – Powiedział łagodnie.
- Aleeee… Ty nie żyjesz.. – Powiedziałem zdziwiony.
- Tak to prawda, ale jeżeli ktoś zbliży się do pieczęci muszę się zjawić by powstrzymać „Kataklizm”
- I co teraz? Naruto jest w łapach lisa.
- Wiem… Spokojnie. – Uśmiechnął się. – Kyuubi! – Lis spojrzał na blondyna.
- Czego? – Zawarczał głucho.
- Oddaj mi syna. – Spojrzałem na niego.
- Jak to „Syna”?
- To… – Mężczyzna złapał blond chłopca, który wyleciał z klatki. – Mój syn… – Uśmiechnął się do chłopaka który zasnął. – Nic mu nie będzie… – Uśmiechnął się szeroko. – Proszę… – Podał mi chłopaka. – Powiedź mu, że go kocham… – Skinąłem głową i zniknąłem.
***
 Leżałem. Na ziemi we mnie wtulony spał blondynek. Gdy tylko spojrzałem w niebo ujrzałem ogromną kulę ognia. Zrozumiałem. Przegraliśmy. Obudziłem blondyna.
- Wstawaj…
- Mamooo… nie idę do szkoły – Zawył i ponownie zasnął.
- Uzumaki Naruto.. Konoha atakuje… – Nic, cisza, spokój. Co chwila z gardła chłopaka wydobywało się ciche chrapnięcie. Usiadłem i podniosłe chłopaka. Zniknęliśmy.
***
 Po chwili znaleźliśmy się obok długowłosego.
- Co jest? – Uśmiechnąłem się do śpiącego na moich plecach blondyna.
- Mamy go.. – Zamknął oczy a lekko wiat muskał. – A wy przegraliście.. – Otworzył oczy i spojrzał na mnie. – Temu co? – Spojrzał na blondyna.
- Śpi..
- Dobra… Wracajcie… – Powiedział a na jego twarzy, która patrzyła w niebo pojawił się ustach pojawił się chytry uśmiech.
- Dzięki… – Zniknęliśmy.
***


 Narrator:


 Znaleźli się w pokoju Madary. Mężczyzna położył blondynka na swoim łóżku, a sam wyszedł do łazienki.
***
- Itachi..
- Co znowu? – Mruknął długowłosy do blondyna.
- Boisz się śmierci? – Zapytał cicho Deidara.
- Słuchaj… Nie rozumiem o co ci chodzi… – Mruknął burknął.
- Mam jakieś dziwne wrażenie, że to nasza ostatnia wspólna misja… – Powiedział cicho ze spokojem.
***
- Deidara-sempai! – Krzyknął Tobi dobiegając do chłopaków. – Hehe! Już jesteście? – Zapytał.
- Taaa… I? – Prychnął blondyn.
- Mamy kolejną misje…
- ~Znowu…~ Co ten Pain sobie wyobraża? – Warknął.
- Jaka to misja? – Długowłosy zmrużył oczy, także zrobiły się w kocie szparki.
- Hmm… Mamy zająć się twoim bratem.. – Itachi spojrzał na zamaskowanego z chorym przerażeniem.
- Spokojnie… Nic mu nie będzie.
...******...
__________________________________
1.) Sharingan* -- Poziom czwarty – wieczny Mangekyō Sharingan (jap. 永遠の万華鏡写輪眼 eien no mangekyō sharingan?, dosł. "wieczny kalejdoskopowy sharingan). Ten poziom nie niesie ze sobą ryzyka oślepnięcia oraz zwiększa umiejętności.

2.)Yondaime Hokage** -- Minato Namikaze (jap. 波風ミナト Namikaze Minato?) znany również jako Czwarty Hokage (jap. 四代目火影 Yondaime Hokage?). Był odważnym i potężnym ninją, który poświęcił swoje życie w celu zapieczętowania Lisa o Dziewięciu Ogonach wewnątrz swojego syna - Naruto Uzumaki. Minato ukończywszy Academy w wieku 10 lat, znalazł się pod skrzydłami Jiraiyi, szybko stając się jego ulubieńcem. Był posiadaczem gigantycznej ilości czakry, fenomenalnej siły oraz autorem wielu unikatowych technik. Zyskał przydomek "Żółty Błysk Konohy" (jap. 木ノ葉の黄色い閃光 Konoha no Kīroi Senkō?). Jako jōnin został opiekunem trzech młodych geninów: Kakashiego Hatake, Obito Uchihy oraz Rin.
Powiązania rodzinne.

 Ojciec Naruto.
Mąż Kushiny Uzumaki.



środa, 26 sierpnia 2009

Rozdział: 6.

Missing in possible
Ay, ay, ay,
I'm your little butterfly
Green, black and blue,
Make the colours in the sky
Ay, ay, ay, I'm your little butterfly
Green, black and blue,
Make the colours in the sky
 Dobra ludzie zostałam sama:(.*Spuszcza głowę a po jej policzku spływa łza..* Ehh.. Jak zwykle… Dobra ludzie koniec użalania zapraszam do czytania… Tego czegoś…
…******…

Itachi:

 Siedziałem w swoim pokoju a na moich kolanach spał blondynek. W pewnym momencie do pokoju majestatycznie wkroczył…
- O co chodzi Kisame? – Zapytałem zdziwiony.
- Śpi? – Zapytał jeszcze ciszej niebiesko-skóry patrząc na blondwłosego.
- Taa… – Stwierdziłem i pogłaskałem Naruciaka po jego blond łepetynie. – O co chodzi? – Zmrużyłem oczy, także zrobiły się w kocie szparki.
- Dlaczego go nie zabiłeś…? – Zapytał.
- Kogo?
- Twojego brata.. – Powiedział z chłodem Kisame.
- Nie twój interes.. – Zasyczałem wściekle.
- Kochasz go..
- Wcale nie…! – Krzyknąłem tak głośno, że blondas się obudził.
- CO TU SIĘ DZIEJE! CHOLERA SPOKOJNIE WYSPAĆ SIĘ NIE MOŻNA…! – Było widać, że jest wściekły.
- Gomenasai*.. Naruto-sempai**. – Postronny obserwator zaśmiał by się słysząc określenie „sempai”.
- Banda kretynów… – Mruknął i wstał, nawet nie patrząc na mnie, ani na Kisame. Po prostu wyszedł.


Naruto:


 Wyszedłem z mojego pokoju… Właściwie to mojego i Itachi’ego. Ponieważ gdy ja doszedłem niebyło na tyle pokoi. Pokój Itachi’ego za to był największy. Westchnąłem i poszedłem do pokoju Paina, żeby dostać przepustkę na wyjście z kryjówki..


Itachi:

 Siedziałem sam w pokoju…
Tik, tak, tik, tak, tik, tak, tik, tak.
- „Czy ja go kocham?”
Tik, tak, tik, tak, tik, tak, tik, tak.
- „Nie… To nie możliwe..”
Tik, tak, tik, tak, tik, tak, tik, tak.
- „A może by tak…?”
Tik, tak, tik, tak, tik, tak, tik, tak.
- „Nie… to już obsesja…”
Tik, tak, tik, tak, tik, tak, tik, tak.
- „Jeszcze ten zegar…”
Tik, tak, tik, tak, tik, tak, tik, tak.
- „Ciekawe co on teraz robi?”
Tik, tak, tik, tak, tik, tak, tik, tak.
- „I znowu on…”
Tik, tak, tik, tak, tik, tak, tik, tak.
- Hej Itachi mamy misje… – Podniosłem smutny wzrok i ujrzałem blondyna, który był wyszczerzony jak jakiś idiota.
- Kogo tym razem…?
- Nie wiem, ale podobno Pain wysłał już Deidare i tego idiotę Tobi’ego.
- Aha… – Miałem złe przeczucia.
- Mamy im pomóc w złapaniu trzy-ogoniastego.


Narrator:


 W czasie gdy Itachi rozmawiał z Naruto drużyna Hebi jeszcze w nie całkiem pełnym składzie szła po ostatniego członka tej uroczej drużyny.
- Sasuke-sama? – Zapytała czarnowłosa dziewczyna ubrana w białe spodenki i zieloną bluzę.
- Hn? – Mruknął tylko, żeby udać, że jest zainteresowany.
- Poco chcesz zabijać brata? – Oj nie dobrze…
- A co cię to kurwa obchodzi…?!! – Krzyknął na nią.
- Mam złe przeczucia.. – Pomyślała zatrzymując się na jednej z gałęzi drzew. Sasuke i Suigetsu również stanęli i popatrzyli nią z dziwną miną.
- Co jest Kushi? – Suigetsu spojrzał na czarnowłosą.
- Spójrzcie… – Chłopcy spojrzeli za ruchem dłoni dziewczyny.
- Ale przecież tam nic…
- Uwaga… – Jakieś, coś wyskoczyło im przed nos.
- Co to? – Szepnął Suigetsu wskazując palcem na to jak byto pięknie ująć… Zmasakrowane zwłoki jakiegoś zwierzęcia.
- Łasica… – Zdziwił się Sasuke.
- Na to wygląda… – Powiedziała Kushi. – Trzeba jej pomóc. – Spojrzała na Sasuke błagalni w jej dużych, żółtych oczętach zaczęły zbierać się łzy.
- Zgoda… Ale, jak ją wyleczysz to w tępię szybszym niż natychmiastowym wyruszamy. Suigetsu rusz swoją szanowną dupę i idziemy pod drewno… – Warknął Sasuke.
***
 Dwie osoby, jeden blondyn, drugi brunet.
- Deidara-sempai! Zaczeekkaj! Na mmnieeee… – Zajęczał Tobi.
- Nie mamy czasu kretynie! – Odwrócił się do pomarańczowej maski.
- Och! Deidara-sempai czy to nie sklep Dango?! – Tobi zaczął tańczyć swój taniec zwycięscy. – Zróbmy sobie przerwę… – Spuścił swoją pomarańczową mordę i w trybie ekspres pobiegł krzycząc tylko. – Chodziliśmy cały dzień. Jestem wykończony^^!
- Nie wyglądasz na zmęczonego.. – Powiedział zmęczony niebieskooki i podążył za towarzyszem. Usiadł koło zamaskowanego. – Coś taki wyluzowany? – Zapytał.
- Sempai, próbujemy złapać Bijuu, a nie wiemy nawet gdzie jest. Więc dajmy na wstrzymanie. A tak właściwie… To co my łapiemy?
- Sanbi! sanbi!***
- Ichibi,**** Nibi*****… – Zaczął wyliczać na palcach. – A ja jestem Tobi! Bum! – Deidara spojrzał na niego krytycznie.
- Proszę wasze Dango… – Jakaś kobieta przyniosła im zamówione Zapewne przez czarnowłosego słodkie kluseczki.
- Ohh! Suuperrrr! Wygląda przepysznie^^… Spróbujmy… – Deidara miał szczerą ochotę pieprznąć głową w ziemię.
- Idatakimasu!******… – Niebieskooki spojrzał na niego zaciekawiony, gdy ten zdejmował swoją pomarańczową maskę. Widocznie czarnowłosy wyczuł wzrok blondyna na sobie ponieważ odwrócił się do niego tyłem i zaczął szybko konsumować swój posiłek. – Stary! To jest świetneee! – Zajęczał, z rozkoszy. – Sos jest p r z e p y s z n y ! – Deidara naprawdę chciał widzieć twarz tego kretyna, jak lubił go zdawać niebieskooki. – Nie jest za słodki, ani za słony. W sam raz! No! Pyszne było! – Czarnowłosy zakrył twarz. – Och, proszę pana. Pan spojrzy… – Wskazał patyczkiem na jakieś coś, (Nie wiem co to jest ale chyba wszyscy wiedzą o co chodzi^^. A jak nie to pod koniec dam obrazek.)co (według autorki bloga^^)wygląda na jakąś świnie.
- Co? – Mruknął nie zadowolony Dei i powiódł za palcem chłopaka.
- Wygląda tak jak twoje bomby, nie?
- Czyżby twoje bomby były… Podróbką?! – Uśmiechnął się szeroko z pod swojej pomarańczowej maski.
- Ty!!!! – Powiedział spokojnie a czarnowłosy począł uciekać. – ZABIJĘ CIĘ!!!!! – Ryknął na niego. Po chwili dało się usłyszeć „Bum!” i „Aaaaaaaaaaaaaaa!”
***
- Itachi…?
- Co? – Mruknął długowłosy.
- Czemu Sasuke cię nienawidzi? – Zapytał, gdy tylko stanęli.
- Opowiem ci potem.. A teraz chodź musimy mu pomóc…
- Komu?
- Au, au, au…! O hej! Co wy tu robicie? – Zapytał siedemnastolatek(, bo uznajmy, że tyle ma^^)z pomarańczową maską.
- Stoimy. – Uśmiechnął się niebieskooki.
- Aaleee?! Wy przecież…
- Dobra, dobra… Zamknij się Tobi Idziemy.. – Ponownie odezwał się blondyn. Itachi w tym czasie gadał z Deidarą.
- …No i tak to my go znajdziemy bo wy jesteście beznadziejni..
- A wcale, że nie bo wy..
- Ejj.. Spokój… Ja pójdę z Tobi’m a wy idźcie razem. – Uśmiechnął się lisiasty.
- Dobra…
- Zakład? – Uśmiechnął się zamaskowany. – Jeżeli my wygramy to wy robicie dla nas wszystko co my chcemy.
- Dobra..
- Ale jeżeli wygracie wy to my zrobimy dla was wszystko.. Nie możecie się rozdzielać na więcej niż jeden kilometr Zgoda?
- Tak! – Krzyknęli zgodnie wszyscy i ruszyli.
***


Itachi:


 Biegłem już cztery godziny, co chwila odskakując na jeden kilometr.
- Znalazłem…! – Krzyknąłem po chwili.
- Już? – Deidara doskoczył do mnie. Faktycznie w jeziorze było coś. Coś ogromnego. – To on? – Zapytał spokojnie i wyrzucił w wodę jakiegoś ptaka, który zaraz, gdy tylko spotkał się z wodą zwiększył się dwukrotnie. Deidara wskoczył na jego grzbiet i wzbił się w niebo. W tym czasie ja składałem pieczęcie katon ryuuka no jutsu…******* Po chwili z moich ust wydobyła się ogromna kula ognia. Chyba zrozumieli, ponieważ po chwili zjawili się oboje..
…******…
__________________________________
 Słowniczek:
Gomenasai* – Jap. Przepraszam.

sempai**. – Jap. określenie starszego kolegi(Np.: Deidara-sempai xD).

Sanbi*** – Jap. Trzy-ogoniasty demon.

Ichibi**** – Jap. Jedno-ogoniasty demon(Shukaku^^)

Nibi***** – Jap. Dwu ogoniasty demon(Nekomata^^)

Idatakimasu!******… – Jap. Określenie smacznego, ale dla samego siebie.

katon ryuuka no jutsu…******* – Jap. Bardzo potężne jutsu ognia. Po zawiązaniu odpowiednich pieczęci, osoba wykonująca to jutsu posyła wielką fale ognia, spalającą wszystko na swojej drodze.
_______________________
Chcę ktoś ze mną pisać??

niedziela, 23 sierpnia 2009

Rozdział: 5.

Spotkanie po latach…

Od dzisiaj jestem samotny, muszę żyć bez Twojego uśmiechu.Myśląc cały czas o tych wszystkich smutnych rzeczach, stawiam znak zapytania na znaczeniu życia.
Aaa chciałem być z Tobą na zawsze, więc proszę nie zostawiaj mnie.
Aaa na zawsze, nie było tak już od początku, prawda?
Aaa zaczynam się bać, idę drogą bez odpowiedzi, nie zastanawiając sie nad niczym...Aaa naprawdę Cię kochałem...


***
 Sasuke biegł jak szalony do ostatniego w tym miasteczku hotelu.
- Dzień dobry… Jest tu może długowłosy, na oko dziewiętnastoletni, chłopak z czarnymi oczami, i z dzieciakiem o blond włosach i trzema bliznami na policzkach?
- Tak są tu tacy ludzie… Ale nie chłopak a dziewczyna o blond włosach, z błękitnymi oczami i z trzema bliznami na policzkach.
- Gdzie oni są?
- W pokoju: 69, szóste piętro.
- Dziękuję.
***
 Itachi stał przed pokojem. Rozmawiał z Naruto.
- …To jak? – Mruknął długowłosy patrząc na blondyna.
- …Ale ja… Nie wiem, czy mogę…
- Nie przesadzaj…
- Chciałbym, ale nie mogę. Przecież wiesz.
- Co cię tam trzyma?
- No… eeee…
- Itachi mamy towarzystwo…
- Wiem Kisame. – Powiedział czarnooki.
- To co robimy… Czekamy czy idziemy? – Zapytał niebiesko skóry.
- Minęło wiele czasu… – Itachi zrobił pauzę. –Sasuke. – Dodał po chwili..
- Itachi Uchiha.
- Uchiha? – Naruto spojrzał na mężczyznę w czarnym płaszczy z czerwonymi chmurkami. – ~Przecież to tak jak Sasuke. ~ – Pomyślał.
- No proszę.. Sharingan… I jest podobny do ciebie. Kto to jest?
- On jest moim młodszym bratem.. – Powiedział kpiąco Itachi nawet nie patrząc na młodszego brata. Naruto stał, jak sparaliżowany.
- A ja słyszałem, że cały klan został wybity. – Powiedział posiadacz miecza. – Z twojej ręki.
- Uchiha Itachi… – Powtórzył czarnowłosy dwunastolatek. – Jak mówiłeś… – Sharingan pojawił się w obu źrenicach równocześnie. – Nienawidzę, nie cierpię cię… – Sasuke wytworzył piorun w dłoni. – …I muszę cię tylko Zabić… – Warknął Sasuke. – Przetrwałem! – Wrzasnął a w jego dłoni z jawiła się kula, z której zaczęły padać gromy. 
- Sasuke! – Krzyknął blondyn.
- Chidori? – Zdziwił się Itachi patrząc na brata.
- Zabiję cię! – Krzyknął Sasuke z furią w oczach I zaczął biec na starszego brata. – Giń! – Ryknął i gdy był już przy długowłosym, ten złapał go za rękę, robiąc dosyć potężną dziurę w ścianie obok. Atak został zniwelowany przez rękę Itachi’ego. Sasuke ujrzał u długowłosego trzy uczucia. Najpierw szok, potem zdziwienie, na końcu coś na wzór „Przepraszam”? Chłopak pokręcił głową. – Yamero… – Syknął czując, jak dłoń dziewiętnastolatka łamię mu kości nadgarstka. – Jesteś moim bratem. – Chłopak wrzasnął, kucając i trzymając się za rękę.
- Yamero Itachi! – Pisnął blondyn, ale Itachi nie zwrócił na niego uwagi.
- Idziemy Kisame, Naruto. – Powiedział młodzieniec z Sharingan’em o trzech łezkach.
- Hai…
- A ty dokąd… – Warknął Sasuke. – Walcz..
- Nie mam teraz niczego z niczego tobą do załatwienia.
- PRZESTAŃ PIERDOLIĆ!!!! – Itachi spojrzał na młodego Uchihe ze współczuciem, po czym kopnął go w klatkę piersiową. Chłopak uderzył plecami przeciwległą ścianę.
- Yamero! – Powtórzył Naruto. – Powiedziałem, żebyś nie robił krzywdy… – Warknął gdy Itachi podszedł do brata.
- Naruto powiedziałem ci, żebyś się nie wtrącał! – Powiedział Sasuke. – Mówiłem ci ośle, że zawsze czekałem na ten dzień. Na ten jeden dzień! – Krzyknął. Blondyn zrezygnował i poszedł za Kisame.
- Idźcie… Zajmę się nim.. – Powiedział Itachi a w myślach dodał. – ~Jest wolniejszy, niż mała dziewczynka.~
- To jest… – Podniósł z ledwością głowę – Moja… Walka. – Czarnowłosy Cały drżał na ciele.
- W porządku. – Westchnął ciężko długo włosy. Itachi’emu serce krwawiło ale nic nie mógł zrobić, jeszcze było za wcześnie. Jeszcze nie mógł. Sasuke doskoczył do brata ale jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa gdy Itachi złapał go za bluzę i uderzył go z kolana w brzuch i z łokcia w kręgosłup szyjny.
- Dlaczego?! – Zapiszczał. Ostatni cios był najbardziej brutalny. W żołądek. – ~Przez ten cały czas, nie osiągnąłem jeszcze tego poziomu… Czym on… Jest?
- Nie masz siły. 
-~Co ja… Co ja robiłem przez ten cały czas? ~


Sasuke..

 Leżałem, jak kukiełka na ziemi.
- ~Co… Ja.. ~– Poczułem, że dłoń mojego brata, złapała mnie po chwili za bluzkę i przygwoździła do ściany i uniosła nad ziemią.
- Jesteś słaby.. Dlaczego? Aż tak? – Zapytał i zbliżył swoje usta do mojego ucha. – W twojej krwi nie ma wystarczającej nienawiści. – Powiedział dusząc mnie za gardło, po chwili polizał mnie po nim i po raz drugi w życiu zaznałem tego cholernego genjutsu.
- To jest… – Powtórzyła się historia, z przed pięciu lat.
***
 Obudziło mnie głaskanie po głowie. Otworzyłem leniwie powieki. Byłem.. Byłem… Właśnie…
- Gdzie ja jestem? Kim ja jestem?
- Proszę to dla ciebie. – usłyszałem delikatny, jakby dziecięcy głos. Uniosłem głowę i zobaczyłem dziewczynę w jej dłoniach. W spoczywały kanapki i szklanka wody. – Dziękuję – uśmiechnąłem się do niej.
- Proszę… – Uśmiechnęła się również. – Jestem Kushi… Kushi Zimoch. A ty?
- Nie pamiętam… – Spuściłem głowę.
- Cóż… Będziesz… Hmm… – Zamyśliła się. – Sasuke… – Uśmiechnęła się szerzej. – Jesteś Ninja… – Stwierdziła po chwili czarnowłosa.
- Może… – Spojrzała na mnie po czym zapytała.
- Wiesz co się stało?
- Nie… – Szybka, stanowcza riposta wydobyła się z mych ust.
- Trzymaj… – Podała mi opaskę z wygrawerowaną symbolem wioski liścia. 
- Co… – Nie dokończyłem z moich ust wydobył się głośny krzyk. Dziewczyna doskoczyła do mnie i wyrwała mi opaskę z dłoni. Widocznie niebyła zaskoczona.
- Uspokój się Uchiha. – Rozkazała. – Posłuchaj. Zajmę się tobą. Jesteś w kraju dźwięku. Przyniósł cię twój brat. Kazał mi i mojemu wujowi cię szkolić i, że… – Dziewczyna nie skończyła.
- KUSHI!! – Wrzask jakiegoś mężczyzny przerwał jej.
- TU WUJKU OROCHIMARU! – Krzyknęła żółtooka uśmiechając się szeroko do wchodzącego mężczyzny, który chyba był jej wujem. – Wujku… – Zaczęła coś gadać nie słuchałem jej. Patrzyłem na nią. Miała na sobie ciemno-granatową bluzkę, na rękach miała czarne rękawiczki bez palców, czarne jeansy, dwanaście, czarnych, pięknych ogonów i uszy kota a na nogach miała… Ale zaraz, zaraz jakie uszy? Jakie ogony? Spojrzałem jeszcze raz na zgrabną ale jak dla mnie za słodką figurę dziewczyny i faktycznie były tak kocie uszy i dwanaście ogonów.
- Kto jest moim bratem? – Zapytałem naglę.
- Eee… – Dziewczyna zamachała dwunastoma ogonami niespokojnie i odparła. – Nie wiem.. – Spojrzała błagalnie na wuja.
- Trzymaj… – Zaśmiał się Orochimaru i podał mi jakąś teczkę.
- Co to? – Zapytałem.
- Lista bingo Klanu Uchiha. – Powiedział i wyszedł z dziewczyną. Wyjąłem dość spory plik kartek i zacząłem czytać. Wspomnienia zaczęły powoli do mnie wracać. Już pamiętałem, jak mam na imię i nazwisko.
- Itachi Uchiha… – Wy warczałem po chwili przez zaciśnięte zęby, papiery rozsypały się po podłogę a ja sam wstałem i złapawszy za nóż kunai, który miałem nie wiedzieć czemu pod poduszką, podrzuciwszy kartkę z imieniem i nazwiskiem mojego brata i cisnąłem zdjęciem wraz z kunai, także kartka wraz z fotografią przeleciała przez pół pokoju i wbiła się ścianę. Ja sam opadłem na miękkie łóżko.
***
Narrator:
 Dni, tygodnie, lata. Nasz geniusz miał już szesnaście lat. Cóż Kushi, Orochimaru i cała reszta tej jego bandy trenowała chłopaka.
- Sasuke… Nie zabiłeś nikogo? Jak chcesz zabić brata? – Zarechotał paskudnie Oro a młody Uchiha przystawił mu katanę, którą nabył z jakiś rok temu i przystawił, ostrze do gardła mężczyzny.
- Jeszcze słowo a poderżnę ci gardło.. – Zasyczał mu do ucha.
- Czyż byś się w nim zakochał? – Zaśmiał się. Sasuke stanął jak wryty z kataną przy szyi czarnowłosego i wężowookiego mężczyzny.
- Nie… – Odparł po chwili i dodał – Jutro odchodzę Sanninie. Chcę mieć tą twoją chrześnicę przy sobie, Suigetsu i Jugo… – Dodał po chwili. – Zrozumiałeś? – Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego pokoju. Rozmyślając nad zemstą. 

...******...

Itachi i Kisame

Itachi i Sasuke

Rozdział: 4

Rozdział: 4.
„Porwanie”
Smutna rzeka, księżyc po niej pływa
Nad nią ciemne dłonie chyli klon,
Śpij dziecino, nic się nie odzywa,
Śpi w mogiłach zakopana broń.
Śpij dziecino, nic się nie odzywa,
Śpi w mogiłach zakopana broń.
           
Itachi'emu brakowało rodziców, znajomych i brata którego kochał ponad życie. Szedł właśnie z partnerem Kisame Hoshigaki’m na misję.
- Itachi.. Co jest? – Zaśmiał się paskudnie niebiesko-skóry patrząc w niebo...
- Nic a co ma być. – powiedział arogancko Itachi.
- Mamy misje w Konoha... Wiesz o tym nie? - Spojrzał na długowłosego.
- I co z tego? Jeżeli chcesz mnie uświadomić co mamy robić, to nie musisz strzępić sobie języka.
- Oj nie pień się tak…
***
            Weszli do sklepu „Dango”. Zamówili sobie obiad.
- Czym się martwisz…? – Zapytał niebiesko-skóry.
- Niczym szczególnym-skłamał , martwił się i to bardzo o swojego Ototo że gdy go zobaczy to..
- Kakashi? To nie wiarygodne, że jesteś pierwszy.. – Powiedział Sasuke wzdychając ciężko.
- Hmm… – Nauczyciel spojrzał na chłopaka jednym, czarnym okiem i powiedział mu dobitnie. – Cóż czasami się zdarza.. – Mężczyzna cały czas patrzył do wnętrza budki, w której byli nukenin’i.
- O co chodzi? – Zapytał chłopak.
- O nic… chciałem cię zaprosić na obiad… – Mrugnął mu wesoło szarowłosy. Chłopak spojrzał na knajpkę.
- Nie lubię słodyczy… – Stwierdził złowrogo czarnowłosy. Itachi drgnął minimalnie i wypił resztkę ciepłej herbaty(Notka: Pierścień Itachi’ego oznacza szkarłat). Czarnowłosy nie spojrzał do środka budynku gdyby to zrobił ujrzał by kogoś. Kogoś, kogo nienawidził ale i szczerze kochał.
***
             Szli powoli, nagłowie mieli słomiane kapelusze, na sobie zaś czarny, podkreślam czarny płaszcz z emblematem brzasku(Dała bym Akatsuki xD.). Słońce grzało niemiłosiernie. Stanęli naglę widząc kogoś przed sobą. Tak, tak to był blond włosy chłopiec o iście błękitnych oczach, który uciekał przed różowo włosą dziewczyną(Miałam nie odpartą ochotę by napisać „różowo włosą zdzirą.”Ale siła wyższa xD.), która wrzeszczała wniebogłosy, że zabiję blond gnojka. Rekin, odskoczył stając na wodzie, ale Itachi już nie miał takiego szczęścia i chłopak wpadł na niego i przewrócił się z nim. Uderzenie było naprawdę potężne. Aż tak silne, że Itachi był zdezoriętowany. Po chwili czarnooki sharingan’owiec poczuł, jak drobne ciało chłopca odkleja się od niego. Usłyszał krzyk dziewczyny, która zapewne biła chłopaka. Przymknął zmęczone oczy, po chwili wstał i spojrzał na blondyna który siedział skulony pod drzewem, ręce miał na głowie, a dziewczyna zaczęła go okładać przezwiskami, jakich sam nigdy nie słyszał. Zaczynając od głąba, idiotę, po przez debila, zjeba i skończywszy na tym, że blondyn skulił się jeszcze bardziej. Te słowa, te słowa musiały, w końcu wyjść na światło dzienne…
- Naruto jesteś demonem, którego nikt nigdy nie pokocha!! – Wywrzeszczała na niego dziewczyna. A przecież chciał tylko pomóc. – Idę stąd…! – Wy warczała dziewczyna przez zaciśnięte zęby. Długowłosy spojrzał na chłopca, który siedział poddrzewem i płakał.
- ~ Biedak. ~ – Pomyślał czarnooki i podszedł do chłopaka.
- Czego chcesz… – Chłopak podniósł głowę patrząc na… – Sasuke ty też chcesz mnie zbluzgać?
- Nie… I nie jestem Sasuke… Jestem Itachi. Itachi Uchiha.


***
             Sasuke po ciężkim treningu dowlókł się z trudem do domu. Westchnął ciężko, otworzył zamek w drzwiach i wszedł do przedpokoju, w którym zdjął buty i poszedł do łazienki. Zdjął ciuchy i wszedł do wnętrza kabiny prysznicowej, włączając wodę. Wzdrygnął się czując jak zimne krople wody opadają na jego ciało. Oparł głowę na kafelkach i czekał, aż uspokoi swoje nerwy. Ale dlaczego był taki wściekły? Ponieważ wyczuł go, wyczuł ale nic nie zrobił. Czuł, że jest niedaleko.
- Cholera! – Krzyknął i rozwalił pięścią szklane drzwi, które posypały się, raniąc dłonie i nadgarstki dwunastolatka. – Co on tu robi… Do cholery?! – Wrzasnął a z jego oczu po płynęły czyste łzy. Chciał by przyszedł, by przytulił, by został. Więc dlaczego? On nie znał prawdziwego życia Itachi’ego. Gdy spojrzał na dłonie ujrzał na nich krew. Przypomniał sobie sen jaki mu się śnił i to całkiem nie dawno. Mały Sasuke biegnie przez ciemny las. Po jego policzku płynął łzy. Szukał brata. Szukał go wszędzie. W pewnym momencie czarnooki maluch usłyszał cichy szept „Zaraz zginiesz, wiesz o tym prawda?”. Po chwili dobiegł do polanki na której we krwi stał wysoki, czarnowłosy chłopak. Twarzy nie widział. Ale czuł, że zna tą osobę doskonalę. Postać w czarnym płaszczu zamknęła oczy by ich już nigdy nie otworzyć. Maluszek podbiegł do swojego starszego brata i przytulił go mocno. Później gdy obudził się zaczął szlochać. Te sny powtarzały się coraz częściej i częściej. Tyle, że z dnia na dzień chłopak był co raz starszy. Niczego już nie rozumiał. Czerwona posoka spłynęła po ranie i wpadła do kratki ściekowej. – Nienawidzę cię… – Warknął wyłączając wodę. Wyszedł z kabiny a raczej jej szczątków. Wszedł do pokoju zalewając podłogę ciemno czerwoną cieczą. Jęknął wewnętrznie widząc brak opatrunków. Za nim dotrze do apteki zdoła się wykrwawić. – Nie dobrze… – Pokręcił głową. Krwi przybywało z minuty na minutę. W końcu chłopak zachwiał się i upadł by gdyby nie czyjeś silne, męskie ramiona które złapały chłopaka na ręce. Zemdlał.
- Jesteś głupi braciszku… – Długowłosy spojrzał na braciszka i delikatnie zaczął bandażować jego lewą rękę. Na koniec rozerwał bandaż, który zawsze nosił z shuriken’ami i kunai’ami w kieszeni i zawiązał ładną kokardkę na nadgarstku czarnookiego. Gdy czarnowłosy skończył tą czynność pocałował go delikatnie w czoło i zniknął zostawiając swojego młodszego brata pogrążonego w nie spokojnym śnie.
***
             Obudził się zlany zimnym potem. Poczuł to.
- Czy on tu Był? – Wyszeptał czarnowłosy rozglądając się po pomieszczeniu w którym był. Łóżko, szafa, szafka nocna, parapet, otwarte okno. Opadł na poduszki oddychając ciężko. Koszmar? Raczej tak. W pewnym momencie chłopak pokręcił głową po czym zeskoczył z łóżka. – ~ Nie wierze, ktoś tu jednak był… ~ – Czarnowłosy spojrzał na swoją dłoń z chorym przerażeniem. Była zabandażowana w tedy poczuł to jeszcze mocniej… – Itachi. – Wyszeptał. Wybiegł na ulicę Konohy i zaczął biedź w stronę domu blondyna. Gdy tam dobiegł, otworzył zamaszyście drzwi i wparował do środka. – Co za debil – Syknął wściekle. Blondyna nie było w domu. Jęknął i już wybiegał gdy trafił na… – Sakura gdzie Naruto?! – Krzyknął. Dziewczyna spojrzał na niego, nic nie rozumiejąc.
- Nie wiem… – Prychnęła.
- Coś ty mu zrobiła?! – Wrzasnął na dziewczynę rozgoryczony trzepiąc dziewczyną na wszystkie strony.
- Po prostu powiedziałam co o nim myślę i poszłam sobie. Sasuke wiedział, że Itachi chcę Kyuubi’ego.
- Ty szmato! Ty egoistyczna, podła szmato! – Wrzasnął na nią i pobiegł do Kakashi’ego.
***
             Wparował do domu Hatake, przez otwarte okno na parterze. Zaczął szukać sensei’a. Jednakże nigdzie go niebyło. W parował do ostatniego pokoju. W pomieszczeniu były cztery osoby. Gaj, Asuma i Kurenai.
- Kakashi! – Krzyknął czarnowłosy i spojrzał na trójkę Jonin’ów, a później jego tęczówki przeniosły się na postać leżącą w łóżku. – Dla czego Kakashi śpi? I dlaczego wy tu jesteście? – Zapytał czarnooki mrużąc oczy. W pewnym momencie do pokoju Kakashi’ego ktoś dobiegł.
- Czy to prawda, że Itachi wrócił?! – Krzyknął mężczyzna w kamizelce Jonina. – I, że chcę porwać Naruto? – Oczy chłopaka rozszerzyły się w przerażeniu. Jego furia osiągnęła szczyt. – Ops… – Sasuke wybiegł z mieszkania szarowłosego i pobiegł do Ichiraku.

***
            Zrobił ostry zakręt poczym wpadł, jak poparzony do budki.
- ~ A więc jednak, ale czego chcę od Usuratonkachi? ~ – Sasuke nie wiedział, że Kyuubi jest w Naruto. – Panie był tu dziś Naruto?! – Zapytał chłopak starszego mężczyzny.
- Naruto? – Zdziwił się mężczyzna. – A no tak był.
- Sam?
- Nie… – Mężczyzna pokręcił przecząco głową. – Z młodzieńcem o imieniu… – Zamyślił się i odparł z uśmiechem. – Z niejakim Itachi’m, był bardzo podobny do ciebie, jednakże był wyższy i miał bardziej męskie rysy twarzy.
- Gdzie poszli…? ~ Jeżeli Naruto da się złapać… Będzie po nim… ~ – Dodał po chwili w myślach.
- W stronę tamtego miasteczka Otafuuku… – Sasuke nie czekając na nic więcej pobiegł w stronę miasteczka.
…******…

Rozdział: 3.





Żądza krwi…
Zostań proszę, bo przy Tobie moje miejsce,
Zostań proszę i nie odchodź nigdy więcej,
Zostań proszę, Twoje miejsce moim sercem,
Zostań proszę, ze mną..

- Dobrze więc.. Więc jutro zaczynamy.. - Itachi wszystko słyszał. Po jego policzku spłynęła łza. Łza bezsilności. Ale wiedział, że musi, że musi to zrobić. I jedynie księżyc będzie światkiem tej „Zbrodni”
 Następnego dnia Itachi zjawił się w gabinecie Hokage:
- Witam Hokage-sama… – Skłonił się lekko.
- Witaj Itachi… I jak u… – Długowłosy mu przerwał.
- Podejmę się tego zadania… – Powiedział cicho. ~ Czas dobiegł końca… Czas zacząć misję… ~ – Pomyślał. Zamknął oczy powstrzymując łzy.
- Itachi… – Hokage spojrzał w jego oczy. – Możesz zrezygnować… – Powiedział cicho wręcz błagalnie.
- Wiem Sarutobi-sama, ale… – Zrobił pauzę. – Jeżeli ja… tego nie zrobię… To… – Zaciął się. – To… mój Ototo zginie.
- Tak to prawda… –Westchnął ciężko szarowłosy. – Itachi wiesz, że jeżeli dokonasz tego o czym ci kazałem będę musiał wezwać wszystkie oddziały ANBU?
- Tak, Wiem o tym.. – Powiedział jeden z członków elitarnego oddziału ANBU w Konoha. – Ale… Mam pomocnika.. – Spojrzał na okno.
- Kogo? – Zapytał cicho szaro-brody.
- Ehh… Nie ważne… Żegnaj Hokage-sama – Uśmiechnął się krzywo czarnooki i wyskoczył przez otwarte okno.
- Ehh… Ta dzisiejsza młodzież… – Westchnął.
***
 Itachi dotarł na miejsce. Przed wejściem stał czarnowłosy mężczyzna, na twarzy miał pomarańczową maskę z otworem na prawe oko.
- Witaj Itachi.. – Powiedział mężczyzna.
- Dzień dobry… Madara-sama(Hahaha jak to kiczowato brzmi..^^) – Przywitał się.
- Chodź… Jak to się skończy pójdziesz ze mną… – Powiedział cicho.
- Hai… – Weszli przez klanową bramę.. – Zajmę się północą ty południem. – Wrzasnął Itachi. Wiedział, że musi się spieszyć, wiedział, że ma tylko cztery godziny. Aktywował Mangekyou sharingan’na. Czas mijał. Madara zabił: 454osoby. A Itachi 544osoby. – MADARA…!! – Wrzasnął.
- Zostali tylko twoi rodzice… – Krzyknął mu Madara.
- ARIGATO! TERAZ ZMYWAJ SIĘ ZARAZ PRZYJDZIE SASUKE…! – Wrzasnął. Sam Itachi wparował do domu a Madara zniknął.
***
~ Spóźnię się!!” ~ Krzyczał na siebie mały Sasuke wbiegając na ulicę swojego klanu. Podniósł wzrok cały czas biegnąc i zobaczył kogoś na słupie elektronicznym. Stanął jak wryty patrząc na otoczenie. ~ Co to? mógłbym przysiąc, że ktoś tam był hm…? ~ – Pomyślał w pewnym momencie zrozumiał. ~ Światło… Jest za wcześnie by wszyscy już spali. – Pobiegł przed siebie. Zrobił ostry zakręt. Gdy to zrobił. Zobaczył krew. Wszędzie była krew, setka ciał dosłownie wszędzie. Na ścianie, na środku ulicy, do ścian były powbijane małe gwiazdki, szyby były powybijane, gdzieniegdzie przy ciałach były zakrwawione katany. - Co się tutaj dzieje? O co tu chodzi? – Chłopiec pobiegł do domu w którym byli rodzice. Zatrzymał się przerażony. Przed wejściem do klanowej rezydencji ciała ciotki i wuja leżały przebite na wskroś. – Wujku? Ciociu? – Powiedział malec. – O nie tata i mama…!! – Chłopiec wbiegł do domu. – Tato? Mamo? – Pustka, cisza i spokój. Czarnowłosy wszedł do domu. Zdjął buty przy schodach, odłożył białą torbę na schody. Wszedł do pokoju, rozglądając się nie pewnie. Usłyszał huk i natychmiast pobiegł do pokoju z którego wydobywał się ten dźwięk. – K-K-ktoś tam jest… – Pisnął chłopiec. ~ Rusz się, rusz się!! ~ Warczał na siebie w myślach. – RUSZ SIĘ! – Wrzasnął na całe gardło w padając do pokoju. – Mamo, tato! – Pisnął. Zobaczył ciemność. Cofnął się po chwili ujrzawszy sylwetkę. Tak dobrze mu znaną sylwetkę… –Niisan, Itachi, tata i mam są… Dlaczego? Dlaczego… Kto to zrobił? – Pisnął przestraszony. – W stronę chłopca poszybowała mała gwiazdka, przecinając mu bluzkę. – Bracie co ty?! – Zapytał cicho. Itachi ze sharingan’em w oczach patrzył na przestraszoną twarz malca. W duchu płakał ale wiedział, że jeżeli mu powie prawdę ten maluch będzie chciał iść za nim. – Co ty wyprawiasz…?! – Ponownie zapytał, i ponownie odpowiedziało mu milczenie.
- Mój głupi, mały brat. – Odezwał się do niego. Sharingan za wirował. – Mangekyou Sharingan… – Szepnął. Maluch nie będąc przygotowanym na coś takiego dał mu się złapać. Pojawiła się sceneria, jak z Horroru. Wszędzie były ciała, żywe trupy chodziły. ~ Moje nogi… aa! Aaaaaaaaaaa!! – Wrzasnął po chwili. Shurikeny zadawały ból, krew się lała strumieniami. – Łaaaaaa! – Wrzasnął przeraźliwie głośno. – Nie pokazuj mi tego! – Ciała upadły. – Dlaczego? – Zapytał Sasuke. Itachi w końcu uwolnił malca z iluzji. Malec wrzasnął. – Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!! – Upadł na kolana a oczy zapełniły się łzami. – Dlaczego…? Dlaczego to zrobiłeś!! Bracie – W głosie małego uchihy dało się usłyszeć nienawiść do brata.
- żeby sprawdzić moje zdolności… – powiedział zimno, bez żadnego mrugnięcia okiem…
- Sprawdzić… zdolności… tylko dlatego to?! – Starszy z Uchiha zamknął oczy. – Tylko dlatego wszyscy…
- To było konieczne…
- Co było… Przestań pierdolić od rzeczy! –Wrzasnął już całkiem rozgoryczony. – Ochujałeś! – Mały pobiegł w stronę starszego uchihy. Po chwili dało się słyszeć chrzęst łamanej kości. Mały upadł na podłogę a po chwili w stał i ruszył w stronę wyjścia krzycząc – Boję się, boję się!! Nie zabijaj mnie!! – kiedy wydawało się że zwiał. Brat malca pojawił się tuż przed nim. Czarne, zimne, starsze oczy patrzyły się na przerażone oczęta chłopca. – To nie może być prawda. Ty nie jesteś moim bratem. Bo…
- Odegrałem swoją rolę jako twój brat, tak jak chciałeś … Przetestowałem twoje zdolności.
- He…?
- Ty, ze swoim potencjałem jesteś zdolny do przetestowania moich oczu. Nienawidziłeś mnie, miałeś mnie za okropnego brata. Zawsze pragnąłeś mi dorównać. Dlatego pozostawię cię przy życiu. Dla mojego dobra. Ty też jesteś w stanie aktywować Mangekyou Sharingan’a. Ale wiedz, że jest jedno specjalne, wymaganie do tego. Aby aktywować musisz zabić… – Zawiał silny, Porywisty wiatr. – Swojego najlepszego przyjaciela…
- Nie wieże!
- Tak, jak ja to uczyniłem.
~ Dotyczy to wczorajszego samobójstwa Uchiha Shisui nad rzeką Nakao. – Przypomniał sobie młodszy z braci rozmowę pomiędzy kuzynem a starszym bratem.
~ Nie było tam ciebie Itachi a drugim nieobecnym na zebraniu klanu był Shisui. Uwarzmy, że Shisui był dla ciebie jak starszy brat. – Powiedział drugi kuzyn.
- To? Bracie, Ty… W takim razie… To ty go zabiłeś?
- Zgadza się. Właśnie dzięki temu czynowi udało mi się aktywować te oczy. W Sanktuarium, pod siódmą tatami licząc od prawej strony… znajduję się miejsce „tajnych spotkań klanu”. Znajdziesz Tam też dzieje Doujutsu Klanu Uchiha… I powód, dla którego to Doujutsu istnieje. Odnajdziesz tam prawdziwy sekret.
-„ Prawdziwy… sekret?” – Powtórzył w myślach malec.
- Jeżeli uda ci się aktywować Mangekyou Sharingan, będzie nas już trzech. Właśnie dlatego pozwolę ci żyć. – Itachi zaśmiał się gorzko. – Poza tym… W tym momencie nie jesteś nawet wart zabijania. Mój niemądry, młodszy braciszku. Jeśli chcesz mnie kiedyś zabić, pogardzaj mną, nienawidź mnie przez całe swoje marne życie. Uciekaj, uciekaj… I uporczywie trwaj w tym życiu. Pewnego dnia kiedy już będziesz miał takie same oczy jak ja, stań przede mną – Mówiąc to Itachi użył na małym Tsukuyomi aby uśpić brata. Później złapał chłopaka na ręce i zaniósł go do szpitala. Położył dzieciaka na ziemi i zniknął.
***
- Jesteś… – Mrugnął mężczyzna w pomarańczowej masce.
- Taa… – Mrugnął z jadem w głosie.
- Coo?
- Przez to wszystko mój ototo mnie nienawidzi. – Po policzku Itachi’ego spłynęła łza. Zamknął oczy.
- Hehe… Trzymaj…
- Co to? – Itachi otrzymał worek a w nim… – Po co mi to? – Zapytał cicho. W worku były czarne ubrania, czarny płaszcz z emblematem czerwonych chmur i słomiany kapelusz.
- Ubieraj i nie gadaj… – Itachi zamkną usta.
- Dobra, dobra… – Westchnął.
***
 Lata mijały. Nasz mały Sasuke miał dwanaście lat.
- Ej! Sasuke! Zjemy razem lunch?! – Krzyczała do niego Sakura machając do niego ręką jak opętana. Bez słowa i nie zwracając już żadnej uwagi na nawoływania różowowłosej ruszył w stronę pól treningowych. Nie dość, że trafił do drużyny, w której był cholernie irytujący Naruto to jeszcze trafiła mu się równie irytująca i beznadziejna Sakura. Pff... nie ma co. On to ma kurwa szczęście jak mało kto.
Sasuke:
 Szedłem z domu na trening. Słońce grało niemiłosiernie.
- Ejj… – Usłyszałem za sobą głos.
- Czego?! – Wy warczałem przez zaciśnięte zęby. Mężczyzna westchnął.
- Chcesz bym cię trenował? – Spytał.
- Trenował? – Prychnąłem pod nosem. ~ A może zgwałcił?! ~ – Moja furia osiągnęła apogeum. Pobiegłem na pierwsze leprze pole treningowe.
***
 Dotarłem, na pole treningowe numer: dziesięć.
- Kurwa! Wszędzie, gdzie nie pójdę widzę ciebie… – Wyczułem chakrę. ~ Jeszcze mi tu jego brakowało. ~ Blond gnojek szedł z jakimś starym dziadygą. ~ Ale co oni tu robią? ~
- Kyaaaach! Ero-sanin… Jakiej techniki mnie nauczysz?! – Krzyknął podekscytowany.
- NIE NAZYWAJ MNIE TAK! – Wrzasnął na niego. – Wyjdź Sasuke wiem, że tam jesteś…
…******…


Rozdział: 2.

…Pomiędzy życiem a kłamstwem…
Nie wiem jak dalej żyć,
Nie wiem, nie umiem śnic,
Gdy nie ma blisko cię... Nie ma.
Nie wiem jak dalej żyć,
Łez już nie umiem kryć,
Gdy nie dajesz ciepła mi... Nie dajesz ciepła.

- Dobrze więc.. Więc jutro zaczynamy.. - Itachi wszystko słyszał. Po jego policzku spłynęła łza. Łza bezsilności. Ale wiedział, że musi, że musi to zrobić. I jedynie księżyc będzie światkiem tej „Zbrodni”
 Następnego dnia Itachi zjawił się w gabinecie Hokage:
- Witam Hokage-sama… – Skłonił się lekko.
- Witaj Itachi… I jak u… – Długowłosy mu przerwał.
- Podejmę się tego zadania… – Powiedział cicho. ~ Czas dobiegł końca… Czas zacząć misję… ~ – Pomyślał. Zamknął oczy powstrzymując łzy.
- Itachi… – Hokage spojrzał w jego oczy. – Możesz zrezygnować… – Powiedział cicho wręcz błagalnie.
- Wiem Sarutobi-sama, ale… – Zrobił pauzę. – Jeżeli ja… tego nie zrobię… To… – Zaciął się. – To… mój Ototo zginie.
- Tak to prawda… –Westchnął ciężko szarowłosy. – Itachi wiesz, że jeżeli dokonasz tego o czym ci kazałem będę musiał wezwać wszystkie oddziały ANBU?
- Tak, Wiem o tym.. – Powiedział jeden z członków elitarnego oddziału ANBU w Konoha. – Ale… Mam pomocnika.. – Spojrzał na okno.
- Kogo? – Zapytał cicho szaro-brody.
- Ehh… Nie ważne… Żegnaj Hokage-sama – Uśmiechnął się krzywo czarnooki i wyskoczył przez otwarte okno.
- Ehh… Ta dzisiejsza młodzież… – Westchnął.
***
 Itachi dotarł na miejsce. Przed wejściem stał czarnowłosy mężczyzna, na twarzy miał pomarańczową maskę z otworem na prawe oko.
- Witaj Itachi.. – Powiedział mężczyzna.
- Dzień dobry… Madara-sama(Hahaha jak to kiczowato brzmi..^^) – Przywitał się.
- Chodź… Jak to się skończy pójdziesz ze mną… – Powiedział cicho.
- Hai… – Weszli przez klanową bramę.. – Zajmę się północą ty południem. – Wrzasnął Itachi. Wiedział, że musi się spieszyć, wiedział, że ma tylko cztery godziny. Aktywował Mangekyou sharingan’na. Czas mijał. Madara zabił: 454osoby. A Itachi 544osoby. – MADARA…!! – Wrzasnął.
- Zostali tylko twoi rodzice… – Krzyknął mu Madara.
- ARIGATO! TERAZ ZMYWAJ SIĘ ZARAZ PRZYJDZIE SASUKE…! – Wrzasnął. Sam Itachi wparował do domu a Madara zniknął.
***
~ Spóźnię się!!” ~ Krzyczał na siebie mały Sasuke wbiegając na ulicę swojego klanu. Podniósł wzrok cały czas biegnąc i zobaczył kogoś na słupie elektronicznym. Stanął jak wryty patrząc na otoczenie. ~ Co to? mógłbym przysiąc, że ktoś tam był hm…? ~ – Pomyślał w pewnym momencie zrozumiał. ~ Światło… Jest za wcześnie by wszyscy już spali. – Pobiegł przed siebie. Zrobił ostry zakręt. Gdy to zrobił. Zobaczył krew. Wszędzie była krew, setka ciał dosłownie wszędzie. Na ścianie, na środku ulicy, do ścian były powbijane małe gwiazdki, szyby były powybijane, gdzieniegdzie przy ciałach były zakrwawione katany. - Co się tutaj dzieje? O co tu chodzi? – Chłopiec pobiegł do domu w którym byli rodzice. Zatrzymał się przerażony. Przed wejściem do klanowej rezydencji ciała ciotki i wuja leżały przebite na wskroś. – Wujku? Ciociu? – Powiedział malec. – O nie tata i mama…!! – Chłopiec wbiegł do domu. – Tato? Mamo? – Pustka, cisza i spokój. Czarnowłosy wszedł do domu. Zdjął buty przy schodach, odłożył białą torbę na schody. Wszedł do pokoju, rozglądając się nie pewnie. Usłyszał huk i natychmiast pobiegł do pokoju z którego wydobywał się ten dźwięk. – K-K-ktoś tam jest… – Pisnął chłopiec. ~ Rusz się, rusz się!! ~ Warczał na siebie w myślach. – RUSZ SIĘ! – Wrzasnął na całe gardło w padając do pokoju. – Mamo, tato! – Pisnął. Zobaczył ciemność. Cofnął się po chwili ujrzawszy sylwetkę. Tak dobrze mu znaną sylwetkę… –Niisan, Itachi, tata i mam są… Dlaczego? Dlaczego… Kto to zrobił? – Pisnął przestraszony. – W stronę chłopca poszybowała mała gwiazdka, przecinając mu bluzkę. – Bracie co ty?! – Zapytał cicho. Itachi ze sharingan’em w oczach patrzył na przestraszoną twarz malca. W duchu płakał ale wiedział, że jeżeli mu powie prawdę ten maluch będzie chciał iść za nim. – Co ty wyprawiasz…?! – Ponownie zapytał, i ponownie odpowiedziało mu milczenie.
- Mój głupi, mały brat. – Odezwał się do niego. Sharingan za wirował. – Mangekyou Sharingan… – Szepnął. Maluch nie będąc przygotowanym na coś takiego dał mu się złapać. Pojawiła się sceneria, jak z Horroru. Wszędzie były ciała, żywe trupy chodziły. ~ Moje nogi… aa! Aaaaaaaaaaa!! – Wrzasnął po chwili. Shurikeny zadawały ból, krew się lała strumieniami. – Łaaaaaa! – Wrzasnął przeraźliwie głośno. – Nie pokazuj mi tego! – Ciała upadły. – Dlaczego? – Zapytał Sasuke. Itachi w końcu uwolnił malca z iluzji. Malec wrzasnął. – Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!! – Upadł na kolana a oczy zapełniły się łzami. – Dlaczego…? Dlaczego to zrobiłeś!! Bracie – W głosie małego uchihy dało się usłyszeć nienawiść do brata.
- żeby sprawdzić moje zdolności… – powiedział zimno, bez żadnego mrugnięcia okiem…
- Sprawdzić… zdolności… tylko dlatego to?! – Starszy z Uchiha zamknął oczy. – Tylko dlatego wszyscy…
- To było konieczne…
- Co było… Przestań pierdolić od rzeczy! –Wrzasnął już całkiem rozgoryczony. – Ochujałeś! – Mały pobiegł w stronę starszego uchihy. Po chwili dało się słyszeć chrzęst łamanej kości. Mały upadł na podłogę a po chwili w stał i ruszył w stronę wyjścia krzycząc – Boję się, boję się!! Nie zabijaj mnie!! – kiedy wydawało się że zwiał. Brat malca pojawił się tuż przed nim. Czarne, zimne, starsze oczy patrzyły się na przerażone oczęta chłopca. – To nie może być prawda. Ty nie jesteś moim bratem. Bo…
- Odegrałem swoją rolę jako twój brat, tak jak chciałeś … Przetestowałem twoje zdolności.
- He…?
- Ty, ze swoim potencjałem jesteś zdolny do przetestowania moich oczu. Nienawidziłeś mnie, miałeś mnie za okropnego brata. Zawsze pragnąłeś mi dorównać. Dlatego pozostawię cię przy życiu. Dla mojego dobra. Ty też jesteś w stanie aktywować Mangekyou Sharingan’a. Ale wiedz, że jest jedno specjalne, wymaganie do tego. Aby aktywować musisz zabić… – Zawiał silny, Porywisty wiatr. – Swojego najlepszego przyjaciela…
- Nie wieże!
- Tak, jak ja to uczyniłem.
~ Dotyczy to wczorajszego samobójstwa Uchiha Shisui nad rzeką Nakao. – Przypomniał sobie młodszy z braci rozmowę pomiędzy kuzynem a starszym bratem.
~ Nie było tam ciebie Itachi a drugim nieobecnym na zebraniu klanu był Shisui. Uwarzmy, że Shisui był dla ciebie jak starszy brat. – Powiedział drugi kuzyn.
- To? Bracie, Ty… W takim razie… To ty go zabiłeś?
- Zgadza się. Właśnie dzięki temu czynowi udało mi się aktywować te oczy. W Sanktuarium, pod siódmą tatami licząc od prawej strony… znajduję się miejsce „tajnych spotkań klanu”. Znajdziesz Tam też dzieje Doujutsu Klanu Uchiha… I powód, dla którego to Doujutsu istnieje. Odnajdziesz tam prawdziwy sekret.
-„ Prawdziwy… sekret?” – Powtórzył w myślach malec.
- Jeżeli uda ci się aktywować Mangekyou Sharingan, będzie nas już trzech. Właśnie dlatego pozwolę ci żyć. – Itachi zaśmiał się gorzko. – Poza tym… W tym momencie nie jesteś nawet wart zabijania. Mój niemądry, młodszy braciszku. Jeśli chcesz mnie kiedyś zabić, pogardzaj mną, nienawidź mnie przez całe swoje marne życie. Uciekaj, uciekaj… I uporczywie trwaj w tym życiu. Pewnego dnia kiedy już będziesz miał takie same oczy jak ja, stań przede mną – Mówiąc to Itachi użył na małym Tsukuyomi aby uśpić brata. Później złapał chłopaka na ręce i zaniósł go do szpitala. Położył dzieciaka na ziemi i zniknął.
***
- Jesteś… – Mrugnął mężczyzna w pomarańczowej masce.
- Taa… – Mrugnął z jadem w głosie.
- Coo?
- Przez to wszystko mój ototo mnie nienawidzi. – Po policzku Itachi’ego spłynęła łza. Zamknął oczy.
- Hehe… Trzymaj…
- Co to? – Itachi otrzymał worek a w nim… – Po co mi to? – Zapytał cicho. W worku były czarne ubrania, czarny płaszcz z emblematem czerwonych chmur i słomiany kapelusz.
- Ubieraj i nie gadaj… – Itachi zamkną usta.
- Dobra, dobra… – Westchnął.
***
 Lata mijały. Nasz mały Sasuke miał dwanaście lat.
- Ej! Sasuke! Zjemy razem lunch?! – Krzyczała do niego Sakura machając do niego ręką jak opętana. Bez słowa i nie zwracając już żadnej uwagi na nawoływania różowowłosej ruszył w stronę pól treningowych. Nie dość, że trafił do drużyny, w której był cholernie irytujący Naruto to jeszcze trafiła mu się równie irytująca i beznadziejna Sakura. Pff... nie ma co. On to ma kurwa szczęście jak mało kto.
Sasuke:
 Szedłem z domu na trening. Słońce grało niemiłosiernie.
- Ejj… – Usłyszałem za sobą głos.
- Czego?! – Wy warczałem przez zaciśnięte zęby. Mężczyzna westchnął.
- Chcesz bym cię trenował? – Spytał.
- Trenował? – Prychnąłem pod nosem. ~ A może zgwałcił?! ~ – Moja furia osiągnęła apogeum. Pobiegłem na pierwsze leprze pole treningowe.
***
 Dotarłem, na pole treningowe numer: dziesięć.
- Kurwa! Wszędzie, gdzie nie pójdę widzę ciebie… – Wyczułem chakrę. ~ Jeszcze mi tu jego brakowało. ~ Blond gnojek szedł z jakimś starym dziadygą. ~ Ale co oni tu robią? ~
- Kyaaaach! Ero-sanin… Jakiej techniki mnie nauczysz?! – Krzyknął podekscytowany.
- NIE NAZYWAJ MNIE TAK! – Wrzasnął na niego. – Wyjdź Sasuke wiem, że tam jesteś…
…******…
 C.D.N! ^^



Smutna rzeka, księżyc po niej pływa
Nad nią ciemne dłonie chyli klon,
Śpij dziecino, nic się nie odzywa,
Śpi w mogiłach zakopana broń.
Śpij dziecino, nic się nie odzywa,Śpi w mogiłach zakopana broń.

...******...
Itachi'emu brakowało rodziców, znajomych i brata którego kochał ponad życie. Szedł właśnie z partnerem Kisame Hoshigaki’m na misję.
- Itachi.. Co jest? – Zaśmiał się paskudnie niebiesko-skóry patrząc w niebo...
- Nic a co ma być. – powiedział arogancko Itachi.
- Mamy misje w Konoha... Wiesz o tym nie? - Spojrzał na długowłosego.
- I co z tego? Jeżeli chcesz mnie uświadomić co mamy robić, to nie musisz strzępić sobie języka.
- Oj nie pień się tak…
***
Weszli do sklepu „Dango”. Zamówili sobie obiad.
- Czym się martwisz…? – Zapytał niebiesko-skóry.
-Niczym szczególnym-skłamał , martwił się i to bardzo o swojego Ototo że gdy go zobaczy to..
- Kakashi? To nie wiarygodne, że jesteś pierwszy.. – Powiedział Sasuke wzdychając ciężko.
- Hmm… – Nauczyciel spojrzał na chłopaka jednym, czarnym okiem i powiedział mu dobitnie. – Cóż czasami się zdarza.. – Mężczyzna cały czas patrzył do wnętrza budki, w której byli nukenin’i.
- O co chodzi? – Zapytał chłopak.
- O nic… chciałem cię zaprosić na obiad… – Mrugnął mu wesoło szarowłosy. Chłopak spojrzał na knajpkę.
- Nie lubię słodyczy… – Stwierdził złowrogo czarnowłosy. Itachi drgnął minimalnie i wypił resztkę ciepłej herbaty(Notka: Pierścień Itachi’ego oznacza szkarłat). Czarnowłosy nie spojrzał do środka budynku gdyby to zrobił ujrzał by kogoś. Kogoś, kogo nienawidził ale i szczerze kochał.
***
 Szli powoli, nagłowie mieli słomiane kapelusze, na sobie zaś czarny, podkreślam czarny płaszcz z emblematem brzasku(Dała bym Akatsuki xD.). Słońce grzało niemiłosiernie. Stanęli naglę widząc kogoś przed sobą. Tak, tak to był blond włosy chłopiec o iście błękitnych oczach, który uciekał przed różowo włosą dziewczyną(Miałam nie odpartą ochotę by napisać „różowo włosą zdzirą.”Ale siła wyższa xD.), która wrzeszczała wniebogłosy, że zabiję blond gnojka. Rekin, odskoczył stając na wodzie, ale Itachi już nie miał takiego szczęścia i chłopak wpadł na niego i przewrócił się z nim. Uderzenie było naprawdę potężne. Aż tak silne, że Itachi był zdezoriętowany. Po chwili czarnooki sharingan’owiec poczuł, jak drobne ciało chłopca odkleja się od niego. Usłyszał krzyk dziewczyny, która zapewne biła chłopaka. Przymknął zmęczone oczy, po chwili wstał i spojrzał na blondyna który siedział skulony pod drzewem, ręce miał na głowie, a dziewczyna zaczęła go okładać przezwiskami, jakich sam nigdy nie słyszał. Zaczynając od głąba, idiotę, po przez debila, zjeba i skończywszy na tym, że blondyn skulił się jeszcze bardziej. Te słowa, te słowa musiały, w końcu wyjść na światło dzienne…
- Naruto jesteś demonem, którego nikt nigdy nie pokocha!! – Wywrzeszczała na niego dziewczyna. A przecież chciał tylko pomóc. – Idę stąd…! – Wy warczała dziewczyna przez zaciśnięte zęby. Długowłosy spojrzał na chłopca, który siedział poddrzewem i płakał.
~ Biedak. ~ – Pomyślał czarnooki i podszedł do chłopaka.
- Czego chcesz… – Chłopak podniósł głowę patrząc na… – Sasuke. Ty też chcesz mnie zbluzgać?
- Nie… I nie jestem Sasuke… Jestem Itachi. Itachi Uchiha.
***
 Sasuke po ciężkim treningu dowlókł się z trudem do domu. Westchnął ciężko, otworzył zamek w drzwiach i wszedł do przedpokoju, w którym zdjął buty i poszedł do łazienki. Zdjął ciuchy i wszedł do wnętrza kabiny prysznicowej, włączając wodę. Wzdrygnął się czując jak zimne krople wody opadają na jego ciało. Oparł głowę na kafelkach i czekał, aż uspokoi swoje nerwy. Ale dlaczego był taki wściekły? Ponieważ wyczuł go, wyczuł ale nic nie zrobił. Czuł, że jest niedaleko.
- Cholera! – Krzyknął i rozwalił pięścią szklane drzwi, które posypały się, raniąc dłonie i nadgarstki dwunastolatka. – Co on tu robi… Do cholery?! – Wrzasnął a z jego oczu po płynęły czyste łzy. Chciał by przyszedł, by przytulił, by został. Więc dlaczego? On nie znał prawdziwego życia Itachi’ego. Gdy spojrzał na dłonie ujrzał na nich krew. Przypomniał sobie sen jaki mu się śnił i to całkiem nie dawno. Mały Sasuke biegnie przez ciemny las. Po jego policzku płynął łzy. Szukał brata. Szukał go wszędzie. W pewnym momencie czarnooki maluch usłyszał cichy szept „Zaraz zginiesz, wiesz o tym prawda?”. Po chwili dobiegł do polanki na której we krwi stał wysoki, czarnowłosy chłopak. Twarzy nie widział. Ale czuł, że zna tą osobę doskonalę. Postać w czarnym płaszczu zamknęła oczy by ich już nigdy nie otworzyć. Maluszek podbiegł do swojego starszego brata i przytulił go mocno. Później gdy obudził się zaczął szlochać. Te sny powtarzały się coraz częściej i częściej. Tyle, że z dnia na dzień chłopak był co raz starszy. Niczego już nie rozumiał. Czerwona posoka spłynęła po ranie i wpadła do kratki ściekowej. – Nienawidzę cię… – Warknął wyłączając wodę. Wyszedł z kabiny a raczej jej szczątków. Wszedł do pokoju zalewając podłogę ciemno czerwoną cieczą. Jęknął wewnętrznie widząc brak opatrunków. Za nim dotrze do apteki zdoła się wykrwawić. – Nie dobrze… – Pokręcił głową. Krwi przybywało z minuty na minutę. W końcu chłopak zachwiał się i upadł by gdyby nie czyjeś silne, męskie ramiona które złapały chłopaka na ręce. Zemdlał.
- Jesteś głupi braciszku… – Długowłosy spojrzał na braciszka i delikatnie zaczął bandażować jego lewą rękę. Na koniec rozerwał bandaż, który zawsze nosił z shuriken’ami i kunai’ami w kieszeni i zawiązał ładną kokardkę na nadgarstku czarnookiego. Gdy czarnowłosy skończył tą czynność pocałował go delikatnie w czoło i zniknął zostawiając swojego młodszego brata pogrążonego w nie spokojnym śnie.
***
 Obudził się zlany zimnym potem. Poczuł to.
- Czy on tu Był? – Wyszeptał czarnowłosy rozglądając się po pomieszczeniu w którym był. Łóżko, szafa, szafka nocna, parapet, otwarte okno. Opadł na poduszki oddychając ciężko. Koszmar? Raczej tak. W pewnym momencie chłopak pokręcił głową po czym zeskoczył z łóżka. – ~ Nie wierze, ktoś tu jednak był… ~ – Czarnowłosy spojrzał na swoją dłoń z chorym przerażeniem. Była zabandażowana w tedy poczuł to jeszcze mocniej… – Itachi. – Wyszeptał. Wybiegł na ulicę Konohy i zaczął biedź w stronę domu blondyna. Gdy tam dobiegł, otworzył zamaszyście drzwi i wparował do środka. – Co za debil – Syknął wściekle. Blondyna nie było w domu. Jęknął i już wybiegał gdy trafił na… – Sakura gdzie Naruto?! – Krzyknął. Dziewczyna spojrzał na niego, nic nie rozumiejąc.
- Nie wiem… – Prychnęła.
 - Coś ty mu zrobiła?! – Wrzasnął rozgoryczony trzepiąc dziewczyną na wszystkie strony.
- Po prostu powiedziałam co o nim myślę i poszłam sobie. Sasuke wiedział, że Itachi chcę Kyuubi’ego.
- Ty szmato! Ty egoistyczna, podła szmato! – Wrzasnął na nią i pobiegł do Kakashi’ego.
***
 Wparował do domu Hatake, przez otwarte okno na parterze. Zaczął szukać sensei’a. Jednakże nigdzie go niebyło. W parował do ostatniego pokoju. W pomieszczeniu były cztery osoby. Gaj, Asuma i Kurenai.
- Kakashi! – Krzyknął czarnowłosy i spojrzał na trójkę Jonin’ów. Sasuke spojrzał na postać leżącą w łóżku. – Dla czego Kakashi śpi? I dlaczego wy tu jesteście? – Zapytał czarnooki mrużąc oczy. W pewnym momencie do pokoju Kakashi’ego ktoś dobiegł.
- Czy to prawda, że Itachi wrócił?! – Krzyknął mężczyzna w kamizelce Jonina. – I, że chcę porwać Naruto? – Oczy chłopaka rozszerzyły się w przerażeniu. Jego furia osiągnęła szczyt. – Ops… – Sasuke wybiegł z mieszkania szarowłosego i pobiegł do Ichiraku.
***
Zrobił ostry zakręt poczym wpadł, jak poparzony do budki.
- ~ A więc jednak, ale czego chcę od Usuratonkachi? ~ – Sasuke nie wiedział, że Kyuubi jest w Naruto. – Panie był tu dziś Naruto?! – Zapytał chłopak starszego mężczyzny.
- Naruto? – Zdziwił się mężczyzna. – A no tak był.
- Sam?
- Nie… – Mężczyzna pokręcił przecząco głową. – Z młodzieńcem o imieniu… – Zamyślił się i odparł z uśmiechem. – Z niejakim Itachi’m, był bardzo podobny do ciebie, jednakże był wyższy i miał bardziej męskie rysy twarzy.
- Gdzie poszli…? ~ Jeżeli Naruto da się złapać… Będzie po nim… ~ – Dodał po chwili w myślach.
- W stronę tamtego miasteczka Otafuuku… – Sasuke nie czekając na nic więcej pobiegł w stronę miasteczka.


Śliczny obrazek xD Itachi zanosi Sasuke do szpitala mhahahahaha^^..


…******…

Rozdział: 1.


 Prolog xD… 
I'm holding on your rope,
Got me ten feet off the ground
And I'm hearing what you say but
I just can't make a sound
You tell me that you need me
Then you go and cut me down, but wait
You tell me that you're sorry
Didn't think I'd turn around, and say... 
Lato w Konoha-gakure no Sato było w tym roku bardzo ciepłe. Na jednym z podwórek bawiły się dzieci, a ich rodziciele patrzyli na to wszystko z dumą. Jedni bawili się w berka, drudzy zaś w chowanego, a jeszcze inni trenowali zawzięcie. Ani do jednej, ani do drugiej grupy nie zaliczał się jeden z rodów. Klan Uchiha. Ci zamknięci w swoich planach nie mogli dopuścić nikogo do siebie. No może jedynie dwie osoby były inne. Były szczęśliwe. Mały chłopiec patrzył na siedzącego naprzeciwko nie go starszego niż on prawie o osiem lat brata, który w końcu po tak długim czasie znalazł dla niego, Sasuke trochę czasu.
-Aniki? – Zapytał czarnooki siedmiolatek.
- Hn..? – Itachi uśmiechnął się.
- Kochasz mnie? – Spytał cicho.
- Tak.. To jest raczej normalne… – Zaśmiał się.
- Ale ja kocham cię bardziej. – Uśmiechnął się młodszy z braci skacząc wokół niego
- Nie bo…
- Itachi, Sasuke śniadanie… – Powiedział głos Mikoto, która stała w oknie wołając swoich dwóch, małych rozrabiaków.
- Idziemy matko… – Krzyknął starszy z braci wzdychając ciężko. – Chodź… – Powiedział klękając na jedno kolano i biorąc swojego ototo na barana.
***
            Wyszli z klanowej rezydencji. Klan Uchiha. Jeden z najpotężniejszych klanów w Konoha-gakure. Jednej z pięciu wiosek shinobi. Itachi Uchiha i Sasuke Uchiha. Dwoje synów Fugaku Uchihy. Sasuke siedmioletni chłopiec wiernie trzymający swojego starszego autorytetu Itachi’ego Uchihy. Itachi długowłosy, piętnastoletni, chłopak. Jego codzienny strój to czarna bluza z krótkim rękawkiem, ze znakiem klanu oraz czarne spodnie. Aktualnie kierował z młodszym na plecach bratem na pole treningowe numer: 10. Dotarli. Duże, zielone pole, dookoła piętrzył się las. Sasuke zszedł z pleców brata ciesząc się jak małe, trzyletnie dziecko. Itachi zachichotał.
- Sasuke to jest pole treningowe numer: 10 tu trenuje elita klanu Uchiha.
- Itachi-niisan… Naucz mnie genjutsu… – Pisnął prosząco chłopiec.
- Hn.. Oj jeszcze nie… Jeszcze jesteś za mały.. – Szeroko się uśmiechnął. Sasu spuścił główkę – Najpierw nauczę cię czegoś z technik Taijutsu.
- Ale suuper^_^.
***
            Wrócili do domu. Itachi wykończony, posiniaczony i ogólnie w kiepskim nastroju a Sasuke wręcz odwrotnie z szerokim nieposiniaczonym, niewykończonym uśmiechem przyklejonym do mordy(Nie mogłam się powstrzymać xD). Itachi musiał „ratować” co chwila swojego ototo, ponieważ ten co chwila wpadał w przeróżne pułapki. Zaczynając od kunai a skończywszy na pułapkach wyskakujących z ziemi, jedno zatrute senbon drasnęło piętnastolatka w ramię. Teraz wracali do domu. Już przechodzili przez Klanową bramę gdy…
- Itachi… – Czarnowłosy mężczyzna złapał syna za ramię, które dopiera zaczęło pulsować niemiłosiernie.
- Słucham ojcze… – Syknął boleśnie.
- Gdzieś ty był bachorze. – Wy warczał przez zaciśnięte zęby.
- Na treningu z bratem… – Odparł wskazując ruchem głowy na chłopca ufnie wtulonego w plecy brata.
- To dobrze… Nie zapomnij o jutrzejszym spotkaniu z klanem.
- Dobrze…
***
            Itachi położył się na łóżku czując, że ramię pulsuję mu i nie raczy przestać. Wstał idąc do apteczki po opatrunek. Gdy podszedł do szafki w pokoju pojawił się biały dym a w nim siwowłosy mężczyzna z maską „kota” na twarzy, na jego plecach był narzucony biały płaszcz, który świadczył o tym, że szaro-włosy mężczyzna jest dowódcą ANBU.
- Słucham Kakashi-sensei… – Odwrócił się przodem do mężczyzny, który zdejmował aktualnie maskę jakiegoś kota.
- Słuchaj Itachi musisz iść do Hokage...
- Ale teraz? – Zapytał obwijając ramię bandażem.
- Tak… – Mruknął.
- Dobrze… – Zaczął zawijać ramię.
- Co Sasuke dał ci popalić? – zaśmiał się.
- Uhm…
- Ja znikam.
- Ja za chwilę tam dojdę… – Powiedział zawiązując węzeł na ręce. Po czym w pomieszczeniu dało się usłyszeć ciche „Pyk”.
***
            Gabinet Hokage – Duże, kremowe, owalne pomieszczenie, wyłożone tatami.
- Itachi.. Jesteś najmłodszym ANBU w wiosce.. Gratuluje.. – Powiedział starszy, szaro brody lekko się uśmiechając – Cóż.. – podrapał się po brodzie. – Twoja misja to..– Zrobił efektywną pauzę. – …Szpiegostwo w twoim klanie.. (Muhahaha *Szyderczy śmiech xD*) Oczy czarnookiego rozszerzyły się w dzikim i chorym przerażeniu, a usta zacisnęły w wąską kreskę.
-J..Jak to mam szpiegować własną rodzinę , co oni przestępcy czy co?
- Właśnie tak.. Słyszałeś o Madarze, Madarze Uchiha.
-T..Tak. – wyjąkał.
- No właśnie..
-On coś zrobił?
- On nie.. Ale twój klan młodzieńcze.. Zaczyna się buntować..
- Jak to? Przecież nie wywołają chyba wojny , a co do Madary on był założycielem klanu Uchiha czyż nie…?!
- Cóż.. Ktoś z ANBU doniósł mi, że.. Wasz klan chcę wywołać wojnę domową
- ~Więc może dlatego Ojciec się tak zachowuje~ – Pomyślał – obiecuję Hokage że nic takiego nie będzie…

- Dobrze.. Ale wiesz, że jeżeli twój klan się o tym dowie.. To będziesz musiał ich..- Westchnął... – Wybić.. Prawda? – Dodał Ciszej niż wiatr.
-C-co? Żartujesz prawda – podbiegł do Sarutobi’ego i złapał za płaszcz – żartujesz – Prawda?! – powtórzył lekko roztrzęsionym głosem.
- Niestety ale nie.. - Mówił spokojnie. - A chyba nie chcesz, żeby wybuchła III Wojna Shinobi.. Prawda? – Powiedział trzeci odklejając dłonie chłopaka od swojego białego płaszcza.
- Ale proszę mi obiecać że jeżeli do tego dojdzie nie będę musiał za..zabij...zabijać mojego brata Sasuke… błagam – Itachi upadł na kolana. Sarutobi westchnął gładząc dzieciaka po jego głowie.
- Dobrze… – Powiedział.
- Arigato, arigato gozaimasu …
***
            Itachi sprawdzał swój sprzęt, następną misje. Westchnął ciężko.
- Aniki nauczysz mnie techniki katon? – Itachi spojrzał na brata.
- Niech ojciec cię nauczy…
- Ale Aniki ojciec kazał mi przyjść do ciebie bo on musi coś sprawdzić czy coś takiego…
-Przykro mi Sasuke… Innym razem dobrze? – Zapytał patrząc w przestrzeń. –
-Przepraszam.. – Szepnął.
- Itachi! – Wrzasnął Pan domu na całe gardło.
- Co znowu? – wleciał jak oparzony do pokoju gdzie przebywał ojciec.
- Czemu cię wczoraj nie było na Klanowym spotkaniu! – Wrzasnął.
- Miałem coś do roboty… – Warknął złowrogo.
- A niby co takiego?
- Ojcze chciałeś cos jeszcze bo jestem zajęty… – Powiedział Itachi.
- Tak.. - Wstał i uderzył długowłosego w policzek. Itachi dotknął obolałego miejsce
- Za co? – Zapytał ze łzami w oczach.
- Za nieposłuszeństwo wobec klanu. – Fugaku zaczął się domyślać. – Wynoś się do swojego pokoju. Masz karę. – Warknął…

…******…


Itachi i Sasuke xD

];->AVATAR<-;[

];->AVATAR<-;[
By: Kushina